1 sierpnia
17.00. Powstanie.
Powiedziano i napisano
mnóstwo słów.
A tylu ludzi poszło na
śmierć.
2 sierpnia
Pokój Zosi – niespodzianka coraz bardziej zaawansowana. Jerzy, brat
wzorowy, skręca i skręca w pocie i duchocie. Jest niewyczerpanym źródłem pomysłów,
a co więcej, niestrudzenie wprowadza je w życie. Pokój przez chwilę niemały,
ale zaraz znowu stanie w nim łóżko, biurko i półki na niezliczone książki, a
także najtrudniej ulegające próbom ujarzmienia, przybory malarskie.
3 sierpnia
Ostatni dzień w pracy nr 1 przed urlopem. Jak zawsze obfituje w różne
nietypowe telefony, prośby, pisma z koniecznością niezwłocznej odpowiedzi.
Wiele osób nieobecnych, załatwienie nawet prostej sprawy graniczy z cudem.
Jednak się udaje.
4 sierpnia
Jadę po Zosię do Zegrzynka moją starą trasą,
wielokrotnie pokonywaną w dawnych czasach (przynajmniej do Siedlec). Wypatruję,
co się zmieniło przez sześć lat.
Stoją wciąż rozległe lasy, tak samo ciche. W dole
cień, a słońce w koronach.
Wyjeżdżam na otwartą przestrzeń i jest horyzont,
widzę daleko, moje oczy chłoną, odpoczywają. Odzwyczaiłam się od dali na trasie
Bursztynowa – Chodźki.
Wyruszyłam o 6 rano, więc trawa była mokra od
rosy, nad nią unosiła się poranna mgła i lśniły rozsypane kryształowe błyski.
Chyba jeszcze tylko tutaj mieszkańcy malują domy
na kolor spranych niebieskich gaci albo butelkowej zieleni.
Wzdłuż tych drzew przegadałam przez telefon
tysiące godzin (przez zestaw, żeby nie było).
Czarny kot poluje w trawie, wpatrzony w coś, czemu
pisana dziś śmierć, nieruchomy jak rzeźba. Idealny.
Niezliczone bociany karmią się już na drogę po
łąkach i rowach. Krążą nad polami.
W Łukowie te same wybujałe palmy czy draceny
podsychające od dołu, na wiszącym nad samą jezdnią balkonie, przy głównej
ulicy. Pięknym, żelaznym balkonie jak u mojej babci.
Są stare koszmarne reklamy na łąkach.
Dwie kobiety w chustkach na rowerach.
Pijani od rana, albo raczej od wczoraj, za młodzi
mężczyźni bez koszul.
Są nowe krzyże i wypalone, brudne znicze.
Przepiękny widok z mostu nad szeroką Narwią na
wodę i żaglówki przy Serocku.
Podróż powrotna do domu z Zosią przez warszawskie,
mazowieckie i lubelskie roboty drogowe. Na południe.
5 sierpnia
Niedziela w aptece.
6 sierpnia
Nieśmiało czytam Bogusława Wolniewicza, filozofa,
który pisze zrozumiałym dla mnie, laika, językiem.
„2. Idea losu nie jest ideą prostą. Da się w niej
wyodrębnić dwie prostsze idee składowe: pierwszą jest przeznaczenie, drugą jest
przypadek. (...) Nieczułość losu na nasze pragnienia i chęci, choćby
najgorętsze, to jego pierwszy rys niesamowity. Można rzec, że w słowie „los”
wyrażamy niepojętą obcość otaczającego nas wszechświata. (...)
4. Przeznaczenie racjonalnie pojęte ogranicza
sferę przypadku. Zachodzi jednak również zależność odwrotna i to stanowi
naszego losu drugi rys niesamowity.”
O idei losu 2010
7 sierpnia
Wybieranie, zakupy, przewożenie, wnoszenie, składanie. IKEA naszym źródłem.
Niepokojące wyniki Zosi.
Niepokojące informacje w TV.
Niepokojące prognozy pogody.
Można zwariować, albo przestać się przejmować i napić.
Katarzyna Nosowska napisała o Fismollu, że upłynnia jej serce. Moje też.
8 sierpnia
Przyjemny dzień, urlopowy. Trochę leniwy, jakieś sklepy, kawa w cukierni, długi
spacer z psem.
9 sierpnia
Jest piekło i jedziemy do piekła (w Portugalii niedawno padł rekord 45
stopni).
10 sierpnia
Podróż do Warszawy staje się coraz ciekawszym
wyzwaniem. Wyjechałyśmy o 14.30, żeby mieć dużo czasu na spokojne postoje na
kawkę, bezstresowe dojechanie na parking. Ale nadciągnęła burza, ponuro
rozwłóczyła się po niebie i zaczęła groźnie błyskać. Zadęło i lunęło. Drogi nie
widziałam. Zjechałyśmy do autobusowej zatoczki, ale drzewa na polu wyginały się
wciąż zbyt blisko. Leżało też jedno w poprzek drogi, ledwie się przecisnęłam.
Na lotnisku na czas, jednak nie trzeba było się spieszyć, 2,5 godziny
opóźnienia, które przeszło w 3,5. Zaskoczyła mnie reakcja pasażerów
wykazujących stoicką cierpliwość. To niepodobna, zwłaszcza w nocy, taki spokój
Polaków.
„Ale o co ci chodzi, przecież świetnie się bawię”
powiedziała Zosia, rozpoczynając czwartą godzinę na lotnisku, znad książki.
11 sierpnia
W Lizbonie pierwszy dzień. Gorący pod każdym
względem. Czuję upał, znużenie po ciężkiej nocy, też zmasowanym ataku
informacji i wrażeń. Rejs po Tagu, długa chwila wytchnienia, chłodny wiatr na szerokiej,
poważnej rzece. Siedzimy, patrzymy. Przepływamy pod mostem 25 Kwietnia (1974
roku. Data wojskowego zamachu stanu, zakończenia okresu dyktatury w Portugalii;
od kwiatów wetkniętych w lufy karabinów wzięła się nazwa przewrotu: rewolucja
goździków, to zdarzyło się za mojego życia, a nic o tym nie wiedziałam). Most
jest imponujący, zachwyca mnie (jak każdy).
12 sierpnia
Zrealizowałyśmy pierwszy punkt obowiązkowy na
naszej lizbońskiej liście – Muzeum Narodowe Azulejo. Biało-niebieskie,
wielobarwne płytki, gładkie bądź fakturowane, ale też klasztor Matki Boskiej, w
którym mieści się zbiór, są wychwalane nie bez powodu. Niezwykle wyrazisty,
ekspresyjny rodzaj sztuki, którego w żadnym razie nie powinno się przenosić na
inny grunt. Ściany, fasady, wnętrza z kafli - tylko w Portugalii (i w
Hiszpanii).
W Państwowym Muzeum Sztuki Antycznej (wszędzie w
Lizbonie wiszą reklamy MNAA) przykuł nas do siebie na długo Hieronim Bosch i
tryptyk „Kuszenie świętego Antoniego”. Dziwaczne postaci, przerażające i
fascynujące, a rok 1501!
Zaczynam ogarniać rozplanowanie miasta, Lizbona
staje się w moich oczach, nabiera kształtu. Zwiedzamy ją, intensywnie
poruszając się wszystkimi dostępnymi środkami komunikacji publicznej.
Najczęściej metrem, zadziwiająco innym od londyńskiego, szerokim,
przestrzennym, pełnym sztuki. Podoba mi się wykorzystanie azulejo na
niezliczoną ilość sposobów do ozdabiania stacji.
Lizbona miała być najmniejszą stolicą Europy a
zadziwia rozległością. Bardzo wiele uroku daje położenie miasta na wzgórzach i
nad rzeką, tysiące możliwości widokowych.
Styl manueliński – nasze odkrycie. Nazwa pochodzi
od panującego ówcześnie król Emanuela Szczęśliwego. Natychmiast rozpoznałyśmy,
że Rivendell to ten styl.
13 sierpnia
„Ryba” Magdaleny Abakanowicz na stacji metra
Oriente znów potwierdza, że metro to galeria sztuki. Przybyliśmy do Parku
Narodów (Expo 98). Niemal bezludny bulwar nad rzeką, w oddali most Vasco da
Gama, widzimy wieżę Vasco da Gama - płynącą karawelę. Celem wycieczki jest
wizyta w oceanarium. Muzyka wody, ryby błądzące w rytm ruchów Browna działają
na nas kojąco. Spokój, bajeczne barwy i piękno chaosu.
Znowu metro, jego obszerna przestrzeń i Lizbona, wszędzie
azulejo, kościoły, uliczki pod górę, albo w dół, turyści, restauracje,
sklepiki, pamiątki, słońce, rozgrzane ściany domów, carcada portugesa – piękne
utrapienie pod nogami. Chodniki w całej Lizbonie są jak mozaika, ale
wypolerowana, śliska i niebezpieczna, ze względu na ciągłą stromiznę. Wyłącznie
płaskie buty.
Wieczór fado ostatecznie mnie przekonał, że muzyka
portugalska jest zbyt wyrazista. Afektowana.
14 sierpnia
Dwa oszałamiające miejsca w Sintrze, sama Sintra.
Historia Portugalii jest mi tak obca, że nawet nie próbuję zapamiętać imion
władców, ani kolei zdarzeń. Ale miejsca, są takie fantastyczne miejsca. Pałac
Pena (połowa XIX wieku) to chyba najbardziej romantyczna z wymyślonych budowli;
kolorowa jak papuga, położona na wzgórzu w ogromnym parku. Przyjechaliśmy tam
rano, kiedy wszystko było otulone chmurami czy mgłą, mroczne, tajemnicze. Z
pałacu krajobraz w każdą stronę widoczny na dziesiątki kilometrów, na przykład na
Zamek Maurów.
Quinta de Regaleira (z początku XX wieku)
przypomina rezydencję z koronki. Styl neo-manueliński kolejny raz. Ogród pełen
tajemnych przejść, fontann, grot; bajki i masoni. Wielkie drzewa, filigranowe
rzeźby, misterne wykończenia.
Młodzi kelnerzy flirtujący z Zosią. Pyszne
jedzenie, ryby i owoce morza.
15 sierpnia
Cascais, tak sobie wyobrażam Lazurowe Wybrzeże.
Miasteczko ciągnące się kilometrami, schodzące do oceanu, plaże, zatoki, porty,
ludzie. Spokojny dzień, powolny, portugalski, czyli bez pośpiechu, we własnym
tempie. Młodzi mężczyźni przypominający z grubsza rastafarian pogadali i
sprzedali Zosi za grosze ręcznie uplecione bransoletki.
Pociągiem wracamy do Lizbony. Plażowicze w
zapiaszczonych klapkach prosto znad oceanu spokojnie drzemią, oparci głowami o
szyby.
16 sierpnia
Fatima – na polu, gdzie sto lat temu pod opieką
pastuszków pasły się owce, wybudowano giganty. Plac do modlitwy jest dwa razy
większy od placu św. Piotra w Rzymie, Bazylika Trójcy Przenajświętszej mieści 9
tysięcy wiernych. Czwarty z największych kościołów świata, przypomina ogromną salę wykładową. Na budowę
całego kompleksu środki przekazali ludzie, taka jest moc wiary w życie lepsze.
W Obidos natomiast króluje duch
czternastowiecznego miasta, które najechały hordy barbarzyńców z przyszłości.
Ludzi, którym wyrósł nowy, być może najważniejszy organ: -phone. Na szczęście
wystarczy skręcić w pierwszy lepszy zaułek, gdzie nie ma jedzenia ani pamiątek
i turyści się tak nie kręcą.
17 sierpnia
Same w Lizbonie.
Najpierw kulturalna uczta w Muzeum Calouste
Gulbenkiana. Kolekcjoner był brytyjski biznesmenem, który zdobył fortunę na złożach naftowych. Był jednym z najbogatszych ludzi na świecie, filantropem i pasjonatem sztuki. Wszystko pozostawił Portugalii (i nie tylko).
Potem była uczta w Ground Burger, jedzenie mało portugalskie, ale przepyszne.
Po południu odbyłyśmy daleki, pożegnalny spacer po mieście i wycieczkę Mostem 25 Kwietnia do Caparica, miejscowości leżącej już nad Atlantykiem.
Potem była uczta w Ground Burger, jedzenie mało portugalskie, ale przepyszne.
Po południu odbyłyśmy daleki, pożegnalny spacer po mieście i wycieczkę Mostem 25 Kwietnia do Caparica, miejscowości leżącej już nad Atlantykiem.
Most 25 Kwietnia został wybudowany w 1966 roku i
nazwany Mostem Salazara. Ma 6 pasów ruchu i tory kolejowe pod autostradą. Został wybudowany przez American Bridge Company (kocham ich), autora San Francisco - Oakland Bay Bridge a nie Golden Gate, porównanie do którego często się narzuca dzięki dwóm ogromnym pylonom, no i cały jest pomalowany na czerwono. Ma całkowitą długość 2
277 metrów , daje mu to 27 miejsce wśród najdłuższych
mostów wiszących na świecie. Ale przecież Lizbona leży nad rzeką, co skazuje ją
też na inne na mosty. (Przez to, że leży nad rzeką, a nie rzeka przepływa przez
nią i to, że Tag jest na jej wysokości bardzo szeroki, mosty są tylko dwa.)
Przepiękny Vasco da Gama położony tuż obok miasta. 17 200 metrów
długości, przęsło główne ma 829
metrów (!!!) a rozpiętość między pylonami to 420 metrów . Istne cudo.
Został oddany do ruchu w 1998 roku, w 500 rocznicę odkrycia przez jego patrona
drogi morskiej do Indii. Jest drugim najdłuższym mostem w Europie (nie licząc
niedokończonego jeszcze mostu Kierczeńskiego - „mostu Putina”, łączącego Rosję
z Krymem). Palmę pierwszeństwa dzierży Great Belt Bridge w Danii (18 000 metrów ). To
wszystko tak na marginesie, ale nie mogę się powstrzymać.
18 sierpnia
Powrót nocą nawet nie był bardzo uciążliwy. Za to dzień przebimbany
kompletnie.
19 sierpnia
Żyję jeszcze Portugalią.
20 sierpnia
„Dlatego opowieść o faktach musi zawierać filtry,
odniesienia, półprawdy, półkłamstwa: a efektem tego jest wyczerpujące mierzenie
minionego czasu w oparciu o niepewną skalę słów”.
Elena Ferrante „Historia nowego nazwiska”
21 sierpnia
„Los nie jest nam bowiem dany z tytułu urodzenia,
dane nam jest tylko życie. Los natomiast to zdolność wyobrażenia sobie naszego
życia w wymiarach przeznaczenia. A to bardzo trudne i może nie każdego na to
stać.”
Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie”
22 sierpnia
Przeżyłam chwile grozy, zepsuł mi się pendrive, na
którym miałam bloga na brudno i poukładane zdjęcia z Portugalii. 24 godziny
niepewności. Czarodzieje uratowali zawartość, przegrali na płytę. Mam pisać
dalej...
23 sierpnia
„I może nawet jestem dzięki temu, że patrzę. Nie
musiałem sobie niczego wyobrażać, nie czułem nawet, że jakiekolwiek słowo chce
się we mnie narodzić, bo wszystko było w tym patrzeniu. Niekiedy nawiedzało
mnie wręcz poczucie, że to patrzenie jest niezależne od mojego istnienia. Tylko
czy możliwe jest istnienie świata niezależne od człowieka? Któż by go wówczas
przeżywał, doznawał, potwierdzał? Co poza człowiekiem mogłoby zapewniać
istnienie światu? I może do tego sprowadza się nasza niezbędność?”
Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie”
24 sierpnia
„Czy po prawdzie człowiek kiedykolwiek opuszcza
swoją młodość? Czy nie nosi jej w jej w sobie do śmierci? Nawet umierając, czy
nie ma poczucia, że umiera za wcześnie, bo nie wygasła w nim jeszcze młodość?”
Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie”
25 sierpnia
Do apteki weszła para, z całą pewnością
nietrzeźwa. Zażądali pomocy i facet zaczął się rozbierać, nie dało się go
powstrzymać. Moja koleżanka uciekła z ekspedycji.
Miał na łopatce ranę, a właściwie głębokie
wycięcie o długości 10
centymetrów . Zupełnie suche, bladoróżowe. W pierwszym
odruchu zasugerowałam SOR, rana nadawała się z całą pewnością do szycia. Para
grzecznie się przyznała, że oboje są alkoholikami, pani żyletką wycięła panu
paskudnego czyraka, a on jest całkowicie nieubezpieczony i na SOR nie pójdzie.
-Nie pójdzie pan?
-Nie – potwierdził z ujmującym uśmiechem.
Zachowywał się bardzo spokojnie i grzecznie. Był przystojny, bardzo szczupły.
Zaopatrzyłam ich w to, co mogłam, kobieta zapłaciła kartą (a jakże) i poszli.
Długo o tym myślałam. Znałam jednego z nich, alkoholików. Nie
żyje od wielu lat, był sąsiadem z osiedla. Nie musiał tak skończyć, jego bratu
udało się wyrwać. Chyba nie dawał rady żyć.
26 sierpnia
Pewna panna powiedziała mi, że już wie, co chce
robić - będzie aktorką.
Uważam, że jedną z paskudniejszych rzeczy w życiu
jest robienie tego, czego się nie lubi, a z czasem nawet nienawidzi. Jeżeli
wiesz, czego chcesz, to jest bardzo dużo. Potem trzeba to zrobić – powiedziałam
nierozważnie, mądrze, naiwnie i z miłością.
27 sierpnia
Przygotowuję dwa albumy – książki ze zdjęciami z Gdańska i Portugalii.
Sprawia mi to wielką przyjemność.
Mam zamęt w głowie, tak wiele spraw ma wpływ, zmienia postrzeganie, blask w
cień, równowagę w balansowanie.
28 sierpnia
Trudne relacje, nie rozwiązywane przez całe lata. Naciągane oczekiwania,
niemożliwe do spełnienia. Niezrozumienie. Moje sprawy i nie moje. Trudno
zachować spokój.
29 sierpnia
„Ze wzrostem poczucia władzy rośnie poczucie własności, a maleje poczucie
rzeczywistości.”
Antoni Kępiński
30 sierpnia
Lato przechodzi w jesień. Wiatr wieje pogodnie i
ciepło, słońce grzeje, ale nie pali. Jest ciszej. Pachną gruszki i śliwki. Szaleją
muszki owocówki (picie staje się walką). Zaraz zacznie się szkoła i wszystko
się zmieni. Będzie trudno i pochłonie nas porządek.
Poszłabym na grzyby, ale boję się kleszczy.
31 sierpnia
Wyniki Zosi lepsze, więc chwila oddechu. Dzień wydawania pieniędzy w dobrym
towarzystwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz