sobota, 3 czerwca 2017

1 maja
Mój tato opowiadał Zosi jak się nam żyło w PRL, a robił to barwnie i żartując. Przypominał również zabawne historie ze swojego dzieciństwa i przywoływał wspomnienia rodziców. Żeby nie było niesprawiedliwie mama także wróciła do przeszłości. Większość z tego już słyszałam, ale znalazły się też całkiem nowe opowieści. Gdyby nie one, niewiele zostaje, parę zdjęć, na których prawie nikogo nie rozpoznaję. Wszystko rozpada się i przemienia w pył. Niby nic nowego, ale dzisiaj jakoś tak mocno to poczułam.
Pamiętasz pana Wiktora Zina i jego rysunki w „Piórkiem i węglem”? Przypomniałam sobie o nim, i chwała Internetowi, odnalazłam, żeby pokazać Zosi.

2 maja
Zosia, czasem na głos, czyta „Syzyfowe prace” i dzisiaj dotarła do fragmentu, gdzie cytowana jest „Reduta Ordona”.
Poruszone przeczytałyśmy całą „Redutę”.
Uznałyśmy, że już pora na „Trylogię”. Proszę uprzejmie, następnie przejdziemy płynnie do „Chłopów” i „Lalki”.

3 maja
Czytam biografię Barbary Piaseckiej-Johnson, autorstwa Ewy Winnickiej i wciąga mnie niezwykle ta historia nienasyconego bogactwa. Kwot, jakie widzę, nie bardzo mogę sobie wyobrazić, czy przełożyć na konkretną wartość. Ludzie, mający praktycznie nieograniczone możliwości sami się pożerają w dziwaczny, groteskowy sposób.

4 maja
Idziemy szczepić Zosię Cervarixem. Bardzo długo wahałam się, poszukiwałam informacji, właściwie okazało się, że zwlekałam do ostatniej chwili.
Ale nie darowałabym sobie, gdyby zachorowała.
Zosia zaszczepiona.

5 maja
Rano – mgła. Rzadkie, ale moje ulubione zjawisko w pogodzie (chyba, że muszę jechać samochodem 200 km). Cisza, bez wiatru, ptaki też milczą. Kokon. Może złudny, ale lubię takie klimaty.
Przedpołudnie z Martą na wzajemnej terapii.

6 maja
Sobota jak sobota, najważniejsze, że poszłyśmy do kina na Strażników Galaktyki vol.2, wspaniały film, stanowiący ten rodzaj rozrywki, który lubię najbardziej. Przyjemność i odpoczynek.

7 maja
We Francji wybory prezydenckie wygrał Emmanuel Macron i to jest dzisiaj ważne.

8 maja
Piosenka przypomniała mi nieśmiałe, wspólne momenty tkliwości, zachwycające chwile. Są miliony zdarzeń, które nie mają żadnego znaczenia, a inne przechowuje się bez najmniejszego wysiłku. Żywe, przyspieszające bicie serca. I nieważne, czy zdarzyły się miesiąc temu, czy dziesięć lat. Na ile to marzenia, a na ile dotknęłam realnej szansy na drugiego człowieka, prawdziwie bliskiego, na uczucie, które nie jest tylko pożądaniem, intelektem, upodobaniami, gustem, potrzebami, wychowaniem, tylko tym wszystkim razem i czymś jeszcze bardzo, ale to bardzo przepięknym.

9 maja
Nikt nie może człowieka bardziej rozczarować, niż sam siebie.

10 maja
Po drugiej stronie czatu jest żywy człowiek, który myśli, co ma napisać. Świadomy tego, że będę interpretować jego słowa, zastanawia się więc.
To jest taka piękna iluzja.

11 maja
Czuć czy myśleć? W jakim wieku powinna nastąpić zamiana? 30 lat? 40? Po pierwszej zdradzie? Po pierwszym nokaucie? Kłamstwie, okrucieństwie, śmierci?

12 maja


13 maja


14 maja
Zastanawiam się nad każdym słowem, które tu zostawiam. Nad potencjalnym zagrożeniem, jakie stanowi. I bardzo mnie zasmuca, że nie piszę wszystkiego, o czym bym chciała.
Muszę odpocząć od tego.
Postaram się wrócić.

poniedziałek, 15 maja 2017

1.
Rozwodów nie będzie – uroczy film, który wciąż bardzo dobrze się ogląda (1963). Szczególnie miły dla fanów pań Lipińskiej, Tuszyńskiej, Zawadzkiej i oczywiście Zbyszka Cybulskiego. Dla ciekawych życia w latach 60-tych w Polsce i sztuki filmowej z tamtych lat.

2.
Zwierzęta nocy – koniecznie. Znakomity, przerażający, niezapomniany.

3.
Czerwony Kapitan – strata czasu. Całkowita i żenada. Jak Maciej Stuhr mógł tak fatalnie dubbingować sam siebie? Mistrz dubbingu?

4.
Lion. Droga do domu – film o uroczym chłopcu, który się zgubił a potem, jako dorosły, poczuł potrzebę odnalezienia domu. I udało mu się.

5.
Geneza planety małp – nigdy więcej.

6.
Pasażerowie – tak, bardzo polecam jako wielbicielka kina science-fiction, ale nie tylko dlatego.

7.
Life – ze względu na Jake'a Gyllenhaala zdecydowałam się na thriller, ponieważ zwykle je omijam. I bardzo dobrze się bawiłam, nie zważając specjalnie na szczegóły. Dwa razy „nie patrzyłam”, a poza tym było fajnie.

8.
Łowca i Królowa Lodu – pomyłka, z całą pewnością kosztowna.

9.
Dzień Niepodległości: Odrodzenie – kilka przebrzmiałych gwiazd plus Chris Hemsworth to za mało.

10.
Historie miłosne – tak. Chociaż Jerzy Stuhr nie jest dla mnie typem mężczyzny, dla którego można stracić głowę.

11.
Rebeliant – tak. Porządny, nudnawy film i Matthew McConaughey.

12.
Niewinne – nie czytajcie recenzji – obejrzyjcie sami.

13.
Uśmiech Mony Lisy – gładki film, dobrze się ogląda ze względu na obsadę, chociaż nie było za dużego pola do popisu dla aktorów.

14.
Drużyna A – uciąć pół godziny z przodu i przyjemna nawalanka, w sytuacji, kiedy istnieje potrzeba obejrzenia sensacji z Liamem Neesonem + Bradleyem Cooperem oraz latającym czołgiem (spoiler). Było nawet śmiesznie gdzieś w środku, ale potem zrobiło się serio i ocena upadła.

15.
Maria Curie – kobieta na froncie - interesująca biografia o Marii Skłodowskiej-Curie w czasie I wojny, podobał mi się.

16.
Klucz do wieczności – bardzo interesujący temat, ciekawy film pełen wartkiej akcji. Z filmu na film rozczarowują mnie recenzje redaktorów Filmweb'u. Cenię za to oceny i komentarze widzów. Piszą to, co czują i widzą, szybko orientuję się, czy mamy podobne gusta. Nie silą się na surowych krytyków i znawców wszystkich filmów świata.

poniedziałek, 1 maja 2017

1 kwietnia
Jest sobota, piękna wiosenna pogoda, poranny spacer rozpoczynający pracowity dzień (mycie okien, sprzątanie, zakupy – znacznie więcej światła się zrobiło, kurz wylazł i straszy). Chyba wszystkie psy jednocześnie wyprowadzają swoich właścicieli, ale każdy przetarłszy oczy chętnie wychodzi. Dopiero dzisiaj jest tak naprawdę ciepło, pąki na drzewach są jeszcze nieduże, ale zdecydowane. Forsycja pokryła się żółtawą mgiełką. W lesie dużo wilgoci, niespecjalnie pachnie, więc tam nie poszłyśmy. Azja rozkręcała się z każdą chwilą bardziej, żeby wyjście zakończyć rajdem mokrymi łapami po czarnej ziemi. Obrażona wylądowała w misce z wodą. Każda łapa jakoby z cukru, jakieś nerwowe szarpanie i protesty. Potem już u siebie lizała obrażenia (głównie duszy, bo jej białe nóżki czyste były jak śnieg).

2 kwietnia
Temperatura powyżej dwudziestu stopni, bezchmurne niebo oraz dzień niedzielny skłoniły nas do wycieczki w miejsce znane i popularne. Nasze przewidywania co do liczby chętnych, pragnących w nim odpocząć, sprawdziły się. Potrzebę przebywania w dużej grupie ludzi zaspokoiłam na bardzo długo, może nawet do końca roku.
Odpoczywam zdecydowanie w samotności, ewentualnie w grupie do 3 osób.

3 kwietnia
Żeby uniknąć nieustannego myślenia o tym, że boli mnie brzuch, kupiłam dzisiaj w e-sklepie trzy pary butów. Kierowałam się wygodą i oryginalnością, co nie idzie w parze z niską ceną. Wybór dokonany, podobnie zakup, teraz czekam na dostawę. Będę informować na bieżąco.

4 kwietnia
Zebranie w szkole. Rozmawiałam z nauczycielem matematyki o planach Zosi na klasę mat.-fiz. w liceum. W świetle spędzania przez nią wieczorów nad zadaniami z matmy (dodatkowymi). Po rozważaniach, co będzie robić w życiu. Po eliminacji kilku oczywistych oraz nie tak bardzo oczywistych propozycji. Młody nauczyciel zrobił na mnie dobre wrażenie, rozmawiałam z nim szczerze. Nie znałam go, tyle co z opowieści Zosi. A niektóre mroziły krew w żyłach. Jak to opowieści.

5 kwietnia
W ten piękny dzień popadłam w jakiś lęk paniczny, na tle nękającego mnie od kilku dni, ćmiącego bólu brzucha, który z godziny na godzinę przeradzał się w rozległy ból brzucha, zwłaszcza prawy dół, tachykardię, dostałam nawet podgorączkowego stanu. Stojąc już na skraju ciężkiej choroby (może nawet hospitalizacji) zwróciłam się o pomoc do Marty. Marta równa się pomoc psychologiczna, stany nagłe, choroby przewlekłe, sytuacje kryzysowe, życie, demony i co tam jeszcze przyjdzie mnie dręczyć. Marta mimo własnych problemów potrafi całą swoją uwagę zwrócić na mnie i zwyczajnie mnie uzdrowić. Ale nie tam jakiś jednym słowem. Wielogodzinną terapią, cierpliwą i wielkoduszną rozmową.
Mam szczęście.

6 kwietnia
Wydarzyła się w mojej pracy nr 2 historia niespotykana. Przyszedł pacjent w najbardziej zakaźnym okresie przeziębienia (jak zwykle), czyli z lejącym się nosem, nieproduktywnym kaszlem i niepowstrzymanym kichaniem. Przypominam, że oddziela mnie od niego standardowy pierwszy stół, bez szyby (szyba utrudnia kontakt z pacjentem – podręcznik marketingu aptecznego).
Pacjent podszedł, a potem cofnął się o krok i dopiero zaczął do mnie mówić. Podczas całej rozmowy stał odsunięty metr od stołu. Z wrażenia podziękowałam mu serdecznie za troskę o moje zdrowie, wyczucie i kulturę osobistą. Chłopak stał (ledwo, gorączkę miał) i uśmiechał się przez załzawione oczy. Podziękował na koniec i poszedł.
A cała kolejka (nieduża na szczęście) patrzyła na mnie podejrzliwie.

7 kwietnia
Atak w Syrii. Kontratak w Syrii.
Umierający ludzie na ulicy. Wystrzelane rakiety z niszczycieli.
Buty przyszły, dwie pary zostawiam, jedną oddaję.
Gdzie tu są jakieś proporcje?

8 kwietnia
Logan: Wolverine – prawdziwa uczta, dobre kino ze wspaniałym Hugh Jackmanem. Najlepsza w tym filmie jest całkowita odmienność od wszystkich poprzednich z serii. No i Hugh jest prawie cały czas na ekranie, co ekranowi z całą pewnością dodaje uroku.

9 kwietnia
Wszystko jest bez sensu.

10 kwietnia
Smutna rocznica strasznej tragedii.

11 kwietnia
Bardzo miły znajomy zaproponował mi randkę, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Miałam chwilę na zastanowienie. Zrobiłam to i użyłam pierwszego z brzegu wykrętu, żeby odmówić.
Chemii zupełnie nie ma.

12 kwietnia
Żyję w ciągłym napięciu. Mój organizm co pewien czas informuje mnie, że pozwalam sobie na zbyt wiele. Z drugiej strony lubię obydwie moje prace. Potrafię docenić czas wolny i lepiej go wykorzystuję. Więc co?

13 kwietnia
Pracowałam wczoraj sama przez trzy godziny, aptekę odwiedziło 60 osób, co jest normalne w Wielki Czwartek. Jakoś poszło.

14 kwietnia
Są filmy łączące w sobie wiele gatunków, niedające się podsumować jednym zdaniem, ani o sobie zapomnieć. Takie są „Zwierzęta nocy”. Najpierw Jake Gyllenhaal i Amy Adams. Następnie znakomity scenariusz i muzyka.
Co pewien czas zdarza się taka doskonała przyjemność.

15 kwietnia
Co najmniej przesadne jest robienie ogromnych zakupów w tak wielkiej gorączce jaką teraz widać. Koszmar jakiś. 
Praca od 9 do 17. No padłam potem.

16 kwietnia
Śniadanie w malutkim gronie, spokojne, pełne starych, słyszanych wiele razy historii rodzinnych, omawiania przyszłości Jerzyka i Zosi, ostatnio obejrzanych filmów i przeczytanych książek.

17 kwietnia
Z wielką radością obejrzałam ponownie film „Van Gogh: Malowane słowami”. Tym razem nie musiałam męczyć się z tłumaczeniem wersji internetowej posiekanej na kawałki, tylko spokojnie podziwiałam całość. Tragiczną i samotną historię Vincenta odegraną mistrzowsko przez Benedicta Cumberbatcha.

18 kwietnia
Zła pogoda, zimno, nadciągają śniegi, smętnie jakoś, źle zupełnie.

19 kwietnia
Pojawiła się na horyzoncie nadzieja, że ktoś zaprowadzi ład w skądinąd przyjemnym miejscu pracy. Dzisiaj byłam bliska rezygnacji. Ponieważ niezaprzeczalnie jestem dorosła i już na szczęście nie naiwna, poczekam i zobaczę.

20 kwietnia
W każdej wolnej chwili oglądam filmy.
Polityka wykluczona.

21 kwietnia
Druga praca to podwójne kłopoty. Dwoje dzieci to podwójne zmartwienia.
Ale dwoje dzieci to też o dwa życia więcej niż moje. Dwa z jednego (no z dwóch). Jedno dodać dwa. Kwadraty? Potęgi? Nie da się opisać.

22-23 kwietnia
Zakończyłam 32 godziny pracy w weekend. Bardzo dobrze, ale jestem zmęczona i bezmyślna.

24 kwietnia
Zaczęłam kilka książek i wszystkie porzuciłam, co naprawdę bardzo rzadko zdarzało mi się dotychczas. Nuda, nieudolne, szkoda czasu. Gdzie jest moja intuicja?
Może to znużenie.

25 kwietnia
Zosia jedzie na wycieczką klasową w piątek do Krakowa i Zakopanego, ma być 5 stopni i lać.

26 kwietnia
Jeden z polityków, który doprowadził do spadku notowań dowodzonej przez siebie partii  ( z 24% do 5% w parę miesięcy), dokonał dziś heroicznego czynu i zrezygnował z funkcji przewodniczącego klubu parlamentarnego. Nie, nie zrezygnował z przewodnictwa partii, nie dał rady.

27 kwietnia
O piątej rano w deszczu i chłodzie Zosia ze sporą częścią swojej klasy pojechała na wycieczkę Kraków-Zakopane. W tamtej chwili zaczął się normalny koszmar nadopiekuńczej matki, kiedy dziecko gdziekolwiek wyjeżdża. Czas czekania na smsy mówiące o tym, że bawi się dobrze, jest fajnie i faktycznie, pada.

28 kwietnia
Oglądam Rebelianta - początek tego filmu skłonił mnie do refleksji dotyczącej chorób, czasów i medycyny. Wtedy (w XIX wieku), Zosia już by nie żyła przez swoją chorobę, ale też nie urodziłabym jej, ponieważ umarłabym przy Jerzyku (poród pośladkowy, duża głowa). Mnie też by nie było, bo mama zachorowała na zapalenie opon mózgowych w wieku kilku lat i uratowała ja tylko penicylina ze Szwecji, gdzie dziadek miał znajomych, a mieszkali wtedy w Stargardzie Szczecińskim. Mojego męża też by nie było, bo zachorował jako nastolatek na to samo, co teraz ma Zosia.

29 kwietnia
Wczoraj późnym wieczorem tak jak wyjechała, tak i w strugach deszczu wycieczka wróciła. Mimo wszystko zadowolona. To w końcu piętnastolatki.
Zjadłam przepyszne sushi, które Zosia przywiozła ze spotkania z tatą. Kiedyś tego nie lubiłam, ale oni chodzą na jakieś strasznie wypasione, prawdziwa uczta.

30 kwietnia
Oglądaliśmy filmiki, które kręciłam za czasów wczesnej młodości Zosi. Niesamowite jest, jak zmienia się wygląd człowieka w tych pierwszych latach życia. Zosia, maleńka dziewczynka nieustannie biegnąca, z podążającą w krok za nią Ritą, czarną jak aksamit, przez panienkę w sukienkach tańczącą w ogrodzie. Jerzyk, który z chłopczyka, przez okres naburmuszonego, długowłosego nastolatka przechodzi w mężczyznę, tak mało podobnego do samego siebie sprzed kilku lat.



poniedziałek, 17 kwietnia 2017

1.
Ocalony – wojna w Afganistanie, bez mędrkowania i wydziwiania. Dobry film.

2.
Niewinni czarodzieje – tylko Komeda.

3.
Znikający punkt – arcydzieło.

4.
Sammy – to spektakl telewizyjny z 1962 drugiego roku, gdzie Zbyszek Cybulski gra monodram. Doskonały.

5.
Nowy początek – wspaniała muzyka, rzeczywiście nowy, opcja?

6.
Aż do piekła – dobry, przewidywalny. Nierealny. Chris Pine – ciacho. Świetna muzyka.

7.
Mr. Nobody – Tak, koniecznie. Przykuwający uwagę. Ze znakomicie dobrana muzyką, efektami i przystępną logiką. Jared Leto - nieustannie świetny.

8.
Pewien dżentelmen – koniecznie, norweskie kino w wykonaniu Stellana Skarskgarda.

9.
Samotność liczb pierwszych – pomysł na film jest ciekawy, ale rozpościerają się w nim niestety koszmarne dłużyzny.

10.
Logan: Wolverine – tak! Tak!

11.
Cena prawdy – można.

12.
Śmietanka towarzyska – kolejne nudziarstwo, te same lata trzydzieste, jazz (o niego akurat nie mam pretensji) i słyszane sto razy dialogi.

13.
Biutiful – cierpienie i umieranie z twarzą Javiera Bardema według Alejandro Inarittu. Można.

14.
Mission: Impossible III – misja jak to misja ale Philip Seymour Hoffman, super plus.

15.
Jack Reacher: Jednym strzałem – porządne kino sensacyjne, z pościgami, bójkami oraz niezniszczalnym Tomem Cruise, który im starszy tym lepszy.

sobota, 1 kwietnia 2017

Co rozważania o realności życia bądź jej braku, mogą zmienić w moim? Napisałam pół strony własnych (bądź zapożyczonych) rozważań i wykasowałam potem. Bredzenie. Nieudolne wysiłki.
Pytanie, które pozostawiam: czy istnieje rzeczywistość obiektywna?
„Nie jest prawdą, że mózg stanowi źródło świadomości. To świadomość stwarza mózg”. Gdyby to była prawda, to?

Jeden człowiek, który myśli i odczuwa jak ja, to wielki skarb.

Pracuję, pracuję, nosem się podpieram.

Ludzi zżera nienawiść, widzę ich na własne oczy. Staram się trzymać najdalej, jak od zadżumionych w czasie dżumy. Czasami mam ochotę zepchnąć któregoś długim kijem do dołu z wapnem.

Kupiłam samochód. Fantastyczne.

Czytam Podwójne salto, to bardzo dobra biografia, ale nie odpowiedziała na pytanie dlaczego i ja kocham się w Zbyszku Cybulskim.

Poezja podrywających się helikopterów wojskowych.
Niepojęta sprzeczność woli przetrwania i potrzeby ryzyka.
„Ocalony”.

Dwie awantury jednego dnia. Obydwie zakończyłam z tarczą. Co potwierdza, że już czas rozstać się z grzeczną dziewczynką na zawsze.

Postanowienie na kwiecień: wracam do dziennika.

poniedziałek, 20 marca 2017

1.
Ścieżki - tak, kiedy jest się w dobrym nastroju na powolny film. Bez odpowiedniego nastroju – odpada.

2.
List w butelce – Paul Newman i Kevin Costner – nie potrafią źle zagrać, nawet gdyby chcieli. Już obsada sprawia, że warto, ale to melodramat – uprzedzam.

3.
Sicario – dla Benicio Del Toro mogę obejrzeć nawet to. Interesująca muzyka. Sensacja, chociaż bywało i długawo, i głupawo.

4.
Troje na gigancie – bardzo fajny film na słono i na słodko. Świetna muzyka.

5.
Jak być kochaną – nie do zapomnienia. Wtedy i dzisiaj. Koniecznie.

6.
Wszystko na sprzedaż – boleśnie pretensjonalny. Daniel piękny, ale to podobno kwestia gustu.

7.
Rycerz pierwszej damy – dla Shirley MacLaine i Nicolasa Cage, ale film jest nieduży.

8.
Słaba płeć? - cieniutkie, cieniusieńkie.

9.
Wszystko o Stevenie – nie. Bardzo męcząca rola Sandry Bullock.

10.
Drugie oblicze – koniecznie. To jeden z tych filmów, które zostają, przenikają się z życiem, cicho czekają żeby wrócić, niemal jak własne wspomnienie.

11.
Do utraty sił – wolę Jake Gyllenhaala od Sylvestra Stallone. I tylko on sprawił, że obejrzałam film. Wszystko już było.

12.
Morderstwo doskonałe – znowu niepowtarzalne lata dziewięćdziesiąte, Michael Douglas i prawdziwy thriller...

13.
Wszystko, co dobre – można.

14.
Moje córki krowy – tak, Kulesza.

15.
Skarbiec – nie ma potrzeby. Dwie fajne sceny.

czwartek, 2 marca 2017

1.
Zaczynam nowe życie.
To, co mnie okropnie denerwuje - odpuszczam. Po prostu wiem, że nie ma znaczenia. Sama wkrótce o tym zapomnę.
Niedopowiedzenia, oto siła.
2.
Więc trudno, nie będę już taka ułożona pisząc. Chcesz, próbuj.
3.
Też o Ciebie Kaśka chodzi, widziałam Cię niedawno, z dredami i uśmiechem urwisa. Można, można być sobą, to nawet jest już najwyższy czas.
Te wszystkie zmarnowane minuty również były moim życiem, ale z drugiej strony co znaczy nie marnować czasu? Co nie jest ważne? Chociaż to ja powinnam wiedzieć - nie potrafię tego uchwycić. Nie można żyć tylko wielkimi chwilami, to byłoby zbyt wyczerpujące. Ważne stałoby się zwyczajne.
4.
Paul Newman i Kevin Costner w jednym filmie. Są i takie...
5.
A Ty, kiedy przypłyniesz do mnie z powrotem? Czekam. Albo nie pamiętam. A jak sobie przypomnę, że czekam, to czekam. I tak jest przyjemnie. Ale może przyjść ktoś inny, uważaj.
6.
Jak być kochaną (1962) – Barbara Krafftówna - królowa kina. A nic o tym nie wiedziałam. To jest niebywały film, poruszający, żywy i jednocześnie poetycki, ale bez patosu, maniery. Wspaniały.
7.
„W tym świecie krew jest przestrzenią jedyną.
Czerwone ptaki ciągle biorą postać inną,
I przy sercu, co rządzi nimi, krążą z trudem.
Oddalić się od niego nie mogą, bo giną,
Bo w nas jest pustych równin okrucieństwo zimne,
Gdzie się kona z pragnienia u fałszywych źródeł”
Jules Supervielle.
Czy wypada przyznać się, że pierwszy raz o nim słyszę?
8.
- Ryan Gossling tam gra
- a! wiem
- i Bradley Cooper
- no. Ten z reklamy espresso
- nie, nie ten
- dlaczego nie?
9.
Drugie oblicze. Jeden z nielicznych filmów, których nie zapomnę. Wiarygodny. Inny.
Nic nie zawodzi.
10.
Jestem w wąwozie. Przyjemnie niedużym, zgrabnym wąwozie pełnym drzew, kompletnie nagich, idealnym na poranny spacer z psem. Wczorajsze błoto zamarzło i można śmiało chodzić. Jest spokój, nie ma wiatru. Wyśpiewują tyko ptaki, co chwilę nadaje dzięcioł. Zaczynający się tutaj las jest pusty, przez nieruchome gałęzie widać na wzniesieniach poszarpane chusty resztek śniegu. Wyżej szare niebo. Tu nie ma czasu. Poza tym jest wszystko, całe piękno.
Azja ostrożnie obserwuje, porusza się bezszelestnie, czujny wąchacz. Ona też żyje poza czasem, ten wymiar nie istnieje w jej świecie.
Tylko ja jestem dobrowolnym więźniem, czas jest moim tyranem.


czwartek, 23 lutego 2017

1.
Jak ojciec i syn – interesujący dramat po japońsku.

2.
Makbet (Fassbender i Cotillard)– nie.

3.
Panie Dulskie – nie. Zapolska w grobie się przewraca.

4.
Coco Chanel – tak (z Shirley MacLaine i Barborą Bobulovą).

5.
Ixcanul – zupełnie odmienne kino. Ale życie i uczucia takie same. Dramat nie zależy od strony świata. Kurewstwo i złodziejstwo również. Trzeba obejrzeć, chociaż nie jest przyjemnie.

6.
Kula – można. Warto wytrwać do końca.

7.
Jimmy P. - tak.

8.
W imieniu armii – koniecznie. Koniecznie!

9.
Jason Bourne – dla mnie rewelacja...

10.
Niewidzialny wróg – tak, trudno się ruszyć z fotela. Może jest naiwny, ale zrobiony i zagrany bardzo dobrze. Ogląda się z zapartym tchem, a że później przychodzą refleksje... Helen Mirren i ostatni raz Alan Rickman.

11.
7 rzeczy, których nie wiecie o facetach – nie.

12.
Earl i ja, i umierająca dziewczyna – tak, bardzo.

13.
Sekret w ich oczach – można, ale szału nie ma.

14.
Części zamienne - film ujdzie, ale historia jest super.

15.
Królowa pustyni – tak, piękna muzyka i zdjęcia. Znacznie lepszy niż o nim piszą (a nie lubię pani Kidman).


piątek, 17 lutego 2017


1.
Mój Nikifor – tak.

2.
Kto się boi Virginii Woolf? - odczuwalnie długi, mocny, troszkę pretensjonalny, ale tak.

3.
Za jakie grzechy, dobry Boże? - miło i lekko.

4.
Łotr 1 – najbliższy Gwiezdnym wojnom, Części IV; Nowa nadzieja. Wspaniały.

5.
Człowiek bez twarzy – banały, banały a potem wciągnął mnie, chociaż to Mel Gibson.

6.
Pięć minut nieba – niespodziewanie wbił mnie w fotel. Wspaniałe aktorstwo: Liam Neeson i James Nesbitt.

7.
Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia – bardzo, bardzo słaby film. Szkoda Keanu.

8.
Wałęsa. Człowiek z nadziei – tak.

9.
Niewierna – bardzo trzeba.

10.
Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy – nie.

11.
Projektantka – doskonały film, tak jak Kate Winslet.

12.
Wielki Mur – tak, jak ktoś lubi Matta Damona i chińskie legendy.

13.
Kamienie na szaniec – smutna pomyłka. Wspaniała historia porąbana siekierą.

14.
Cicha namiętność – nie jest porywający, ale zmysłowy i mam na myśli zmysł słuchu i wzroku, piękną muzykę, sceny jak obrazy, wręcz namacalne.

15.
Closer – ja w ogóle tego nie rozumiem. I serdecznie nie lubię całej czwórki zarówno postaci jak i większości aktorów (Portman, Roberts, Law i Owen).


środa, 1 lutego 2017

Minął styczeń. Zaczął się jak zwykle frustrującym pokazem sztucznych ogni. Dobrze, że Azja ma to wszystko w nosie i z roztargnionym zainteresowaniem spojrzała przez balkon, po czym poszła spać. Ludzie w niezrozumiałej desperacji posyłają w kosmos znaki, które nic nie znaczą. Karmią się radością 
z kompletnie nieprzewidywalnej przyszłości.
Potem trwał cały styczeń. Zimny i ciemny. Dużo pracowałam, najgorsze były trzy dni po kolei: rano tam, a po południu tu. W sumie 15 godzin dziennie z wstawaniem o 5.45 i powrotem do domu o 22.10. Brak sił na refleksje, na podniesienie kieliszka wina do ust. Do tego polityczne koktaile. Wielkie histerie światowe. Kto pamięta co wydarzyło się w styczniu? Za dużo niesprawdzonych, kombinowanych informacji. Tonę w informacjach, sama przestaję myśleć. Inwigilacja, nowy prezydent USA, obojętność, śmierć na mrozie, śmierć pod śniegiem, zamarznięte psy na łańcuchu, odliczanie do końca świata. Rajd ministra będę pamiętać dzięki memowi „Patrz w lusterka! Macierewicz jest wszędzie”.
Przeczytałam znakomitą książkę „Światło, którego nie widać” Anthony Doerra. Polecam.
Widziałam „Projektantkę”. Także polecam.
Przypomniałam sobie „Kamienie na szaniec” przy okazji lektury Zosi. Wielkie, rzetelne bohaterstwo, historie zaciskające gardło. Honor, ojczyzna, odwaga. 
A gdyby to był mój syn? Moja córka? Co wtedy?
W lutym będzie więcej światła. Powróci optymizm?

wtorek, 24 stycznia 2017


1.
Zanim się rozstaniemy – sympatyczny, dobrze się ogląda, niewiele zostaje.

2.
Tajemniczy sojusznik – tak, warto. Joseph Conrad i ta jego subtelna, zbuntowana, dumna polskość.

3.
Moja miłość – nie rzucił mnie na kolana. jak zwykle francuska maniera, której nie znoszę, ale jeżeli ktoś zdecyduje się znieść boskiego Vincenta Cassela, to zakończenie filmu wynagrodzi to, co je poprzedza.

4.
Monsieur Verdoux – bardzo tak.
Chaplin jest wspaniały.

5.
Złoto pustyni – koniecznie, zaskakujący, niebanalny i okraszony wspaniałą muzyką. Poproszę więcej takich filmów!

6.
Rambo, pierwsza krew – te filmy... Prawdziwe wybuchy, prawdziwe strzelanie, prawdziwe samochody - to było coś. A ja miałam trzynaście lat, chociaż w Polsce to on ukazał się na pewno później, może jak miałam szesnaście…

7.
Dwa miliony dolarów napiwku – głupiutki, ale słodziutki. Nicolas Cage…

8.
Paryżanka – nie, nudna staruszka.

9.
Chciwość – zupełnie niepotrzebna znakomita obsada.

10.
Brooklyn – nie bardzo czytelne te emocje, a miało być o miłości. Lepiej obejrzeć jakiś inny film z Domhnallem Gleesonem, na przykład „Czas na miłość”.

11.
Ave, Cezar! – nudny i pretensjonalny. Z całym szacunkiem dla wszystkich bezkrytycznych fanów braci Coen.

12.
Cień – mimo całego uroku i wysiłku Matthiasa Schoenaertsa – nie.

13.
StreetDance i StreetDance II – fabuła beznadziejna, ale tańczą super.

14.
Zdrajca w naszym typie – można, ale nie bardzo warto.

15.
Rybka zwana Wandą – z kategorii: Historia Kina.

16.
Nad morzem – nie. Ani Jolie ani Pitt.



czwartek, 12 stycznia 2017


1.
Amy – bardzo dobry.

2.
Steve Jobs – nuda. Ale Kate Winslet jak zawsze doskonała.

3.
Doctor Strange – tak, dla fanów komiksu - tak, dla Benedicta Cumberbatcha – tak, dla innych co lubią fantastyczne, dowcipne kino i super efekty - tak.

4.
Spectre – tak, bardzo interesujący Bond.

5.
110% - ładny, ale pusty.

6.
Everest – tak. I wspaniałe zdjęcia.

7.
Śnieżna śmierć – bardzo mi przykro, że obejrzałam, nie polecam.

8.
Most szpiegów – super początek, potem nuda, jak zima w Berlinie. Rzeczywiście znakomity Mark Rylance (gra tylko w tej pierwszej części).

9.
Ucieczka z kina Wolność – gdyby nie Gajos, nie obejrzałabym tego filmu do końca. Surrealizm po polsku, ciężkostrawny. Naiwny symbolizm.

10.
Szyfry wojny – amerykańskie kino wojenne, bez specjalnych niespodzianek. Jednak dla Nicolasa Cage – zawsze.

11.
Pionek – nie tylko o szachach. Duże napięcie, które się udziela, świetni Tobey Maguire i Liev Schreiber.

12.
Chór – do wielu spraw można by się przyczepić, ale jak oni śpiewają, aż ciarki chodzą po plecach.

13.
Szczęśliwy dzień – w życiu żaden film mnie tak nie zmęczył. I w ogóle nie jest śmieszny. Pfeiffer – ładna. Clooney jeszcze za młody, żeby przystojny, a dobrym aktorem to on nigdy nie był.

14.
Królowie nocy – porządny, niesztampowy film sensacyjny. Zawsze Joaquin Phoenix.

15.
Śmierć komiwojażera – jeżeli człowiek psychicznie przygotuje się na długą sztukę Arthura Millera, to oglądanie jej w realizacji Dustina Hoffmana i Johna Malkovicha jest bardzo satysfakcjonujące.


niedziela, 1 stycznia 2017


1.12.
Śnieg wszędzie.

2.12.
Jechałam do pracy trolejbusem i przypomniały mi się czasy, kiedy ciągle komunikacją miejską przemierzałam trasę z domu do szkoły i z powrotem. I wspominałam nas, mój przyjacielu, o czym teraz myślisz, Piotrze W.?
Mammografia, już nie taka straszna, bo druga, ale nieprzyjemna.

3.12.
Powolna sobota, ze spokojnymi zakupami, flegmatycznym gotowaniem, prasowaniem z przerwami na kawkę, film i winko.

4.12.
Patrzę jak tutaj wszystko się stacza i wycofuję się, nie mogę znieść informacyjnych programów, to jest obłęd i już nie wyobrażam sobie, czy można się jeszcze dalej posunąć, a wiem, że jutro się okaże, że można.

5.12.
Oda dla Jarosława Kaczyńskiego.
Poszukajcie, na pewno znajdziecie.
Od rana wszystko mnie boli, to znaczy każda kość, mięsień, przenikają mnie niewidzialne, niespodziewane igły. Jest mi zimno, a ciepła woda okropnie parzy. Oczywiście boli mnie też brzuch. Ibuprofen pomaga na trochę. Miałam już takie napadu bólu, które trwały trzy dni, ale raczej zdarzały się w lecie, podczas upałów. Ten jest wyjątkowo silny.

6.12.
Chyba umrę z bólu. W pracy umierałam.
No, ale ostatecznie - nie umarłam.

7.12.
Jakąś grypę mam, całkiem prawdziwą. Leżę pod kocem i się trzęsę, leki przeciwbólowe i pseudoefedryna. Idę na L4.
Co ma dobre strony, ponieważ mogę filmy oglądać, choćby jednym okiem.

8.12.
Dalej czuję się paskudnie. Musiałam zrobić zakupy i zawieźć zwolnienie. Rano było grube szkło na ulicach i chodnikach, do pozostałych zmartwień jeszcze i to jedno, żeby gdzieś nie pakować się, niechcący.

9.12.
A potem czytam pana Turnaua, który cytuje Dante Alighieriego: „Najbardziej gorące miejsce w piekle jest zarezerwowane dla tych, którzy w okresie kryzysu moralnego zachowują swą neutralność.” Jakie to jest trudne.
P.S. Właśnie się dowiedziałam jak został Turnau potraktowany. Widać jak można, to trzeba przywalić, nie zwlekać.

10.12.
Słucham, czytam o reformie edukacji, likwidacji gimnazjów i egoistycznie cieszę się, że Zosia załapała się na „starą” wersję programu. Z dnia na dzień wypływają coraz bardziej absurdalne pomysły (fizyka posługująca się pojęciami matematycznymi, których dzieci jeszcze nie znają, usunięcie biologii ewolucyjnej, lektury) i coraz smutniejsze to.

11.12.
Obejrzałam francuski film, i abstrahując od jego nędznego poziomu, zdałam sobie sprawę, że nie znoszę pewnego typu zachowań kobiet. Trudno je opisać, chodzi mi o specyficzny naturalizm, brak tabu. Tacy są ludzie z północy, podobnie grają niektóre aktorki teatralne (nie aktorzy) i tak właśnie zachowują się Francuzki. To jest kwestia zapewne osobistej wolności czy swobody obyczajowej, ale ja w tym widzę tylko fizjologię i kompletny brak tajemnicy.

12.12.
Scena w filmie: żołnierze jadą zdobytym mercedesem do miejsca, gdzie na pewno nie spotkają się z przyjaznym przyjęciem, gnają, pędzą przez pustynię, a tłem jest muzyka zespołu Chicago – If you leave me now. Nieprawdopodobne.

13.12.
35 rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Miałam dwanaście lat, pamiętam, w kościele ksiądz powiedział, że jest wojna. Pędem wróciłam do domu i powtórzyłam to rodzicom, którzy jeszcze nie włączyli telewizora. A potem generał, głuche telefony, czołgi jechały Unicką, Lwowską (Bolesława Bieruta) i głucho dudniły, cisza, śnieg i dudnienie.

14.12.
Praca + praca.

15.12.
Byłam u Gośki.
To takie oczywiste stwierdzenie, jak „świeci słońce” albo „lubię czytać”. Jeśli nie widzę się z nią nawet parę tygodni, to jest tak, jakbyśmy widziały się wczoraj. Tylko trzeba nadrobić tematy. Znamy swoje życia i nasze rozmowy są jak uzupełnianie brakujących fragmentów, gdy całość widzimy wewnętrznymi oczami.

16.12.
Włączyłam po południu Fakty i tak przed tym telewizorem zostałam. Chyba myślałam, że mnie już niewiele może zaskoczyć. No okazuje się, że jednak nie doceniłam członków naszego polskiego ducha. Nie ma już granic do przekroczenia – wszystkie za nami ludzkie pojęcie przebiegło, brakuje słów.

17 i 18.12.
Dyżury w pracy, a w każdej wolnej chwili śledzę sytuację.

19.12.
Przez moje prace nie mam czasu na roboty domowe. Więc w wolne poniedziałkowe popołudnie porządki w domu i plany organizacyjne na święta.

20.12.
Praca i praca, dużo pracy, czas za szybko leci.

21.12.
Paskudny dzień, tutaj, tam, wszędzie.

22.12.
Spotkałam się z mamą Dziewczynki Chorej na Raka Mózgu. Nie doświadczyłam nigdy dotąd tak głębokiego współczucia. To już czwarty miesiąc choroby. Słuchając jej opowieści, zauważyłam przede wszystkim jak bardzo rodzina zaadoptowała się do sytuacji. Choroba, niezwykle męczące i obciążające leczenie, zostały zamknięte w ryzach postępowania medycznego, uporządkowane w grafik. I on stał się ich życiem, kiedy poprzednie się skończyło.

23.12.
Mam dziś urlop. Cały dzień przygotowuję świąteczne potrawy w towarzystwie świątecznych filmów.

24.12.
Wigilia. W pracy do 15, potem chwila ciszy w domu. Nieodmiennie analizuję swoje uczucia w tym dniu. Najcieplej wspominam dawne Wigilie, kiedy byłam dzieckiem, beztroskie i pełne radości oczekiwania, pachnące grzybami, bigosem i świerkiem. Potem, kiedy tajemnica rozwiała się w obcym domu, z nie moimi zwyczajami, tęskniłam do tamtej gorączki. Z czasem, mając swoje dzieci stworzyłam własne Wigilie, ale nie były już one beztroskie, raczej pełne uporu i wysiłku, aby zostały w pamięci jako rodzinne i szczęśliwe. Teraz nie mam oczekiwań. Może tylko, żeby odsunąć się na chwilę od prac, polityki i całego szalonego świata.

25.12.
Jedzenie, prezenty, spotkanie z Jerzykiem i Selene na Skype.
„Tylko dlatego, że przyzwyczailiśmy się do tego życia, uważamy je za normalne”. Roshi Sawaki

26.12.
Zosia w nocy dostała gorączki.
Rano dowiedziałam się, że umarł George Michael. Odchodzą ikony mojej młodości. To są przecież ci ludzie, których dobrze znam. Żyliśmy prawie równolegle. David Bowie, Prince, Leonard Cohen. Alan Rickman, Andrzej Wajda. Smoleń, Czubaszek, Paradowska.

27.12.
Miałyśmy iść do kina, ale zostałyśmy w domu, Zosia w łóżku z gorączką. Czytam na głos „Kamienie na szaniec”, co może sprawi, że będą kojarzyć się jej z błogim chorowaniem, tak jak mnie kojarzy się „Plastusiowy pamiętnik”. Tylko ja miałam dziadka i ospę.

28.12.
Zimno, wiatr, katary, gorączki, ciemnica, straszenie przyszłym rokiem, czarne myśli, plecy mnie bolą, zwłaszcza w okolicach prawej łopatki, durni ludzie, bezsilność.

29.12.
Dostałam trzy książki pod choinkę: „Światło, którego nie widać” Doerra, „Księgę ryb Williama Goulda” Flanagana i „Spisek przeciwko Ameryce” Rotha. Ponieważ po świętach jest dużo ofert promocyjnych, dokupiłam jeszcze: „Konające zwierzę” Rotha, „Szwedzkie kalosze” Mankella, „Cybulski. Podwójne salto” Karaś i „Amerykańską sielankę” Rotha. Oraz parę książek dla dzieci.
Teraz mogę zaczynać nowy rok.

30.12.
Pracowałam od 7.30 do 22.00 z przerwą na zakupy.

31.12.
Nie cierpię Sylwestra, petard, durnych życzeń i szampana. Nie rozumiem radości z nadejścia kolejnego roku. Dobrze, że te wszystkie daty są kwestią umowną. Jesteśmy w wymyślonym świecie, słuchamy wymyślonych informacji, wymyślamy nawet nasze życia i potem zamiast żyć, to realizujemy jakiś plan.