1.12.
Śnieg wszędzie.
2.12.
Jechałam do pracy trolejbusem i
przypomniały mi się czasy, kiedy ciągle komunikacją miejską
przemierzałam trasę z domu do szkoły i z powrotem. I wspominałam
nas, mój przyjacielu, o czym teraz myślisz, Piotrze W.?
Mammografia, już nie taka straszna, bo
druga, ale nieprzyjemna.
3.12.
Powolna sobota, ze spokojnymi zakupami,
flegmatycznym gotowaniem, prasowaniem z przerwami na kawkę, film i
winko.
4.12.
Patrzę jak tutaj wszystko się stacza
i wycofuję się, nie mogę znieść informacyjnych programów, to
jest obłęd i już nie wyobrażam sobie, czy można się jeszcze
dalej posunąć, a wiem, że jutro się okaże, że można.
5.12.
Oda dla Jarosława Kaczyńskiego.
Poszukajcie, na pewno znajdziecie.
Od rana wszystko mnie boli, to znaczy
każda kość, mięsień, przenikają mnie niewidzialne,
niespodziewane igły. Jest mi zimno, a ciepła woda okropnie parzy.
Oczywiście boli mnie też brzuch. Ibuprofen pomaga na trochę.
Miałam już takie napadu bólu, które trwały trzy dni, ale raczej
zdarzały się w lecie, podczas upałów. Ten jest wyjątkowo silny.
6.12.
Chyba umrę z bólu. W pracy umierałam.
No, ale ostatecznie - nie umarłam.
7.12.
Jakąś grypę mam, całkiem prawdziwą.
Leżę pod kocem i się trzęsę, leki przeciwbólowe i
pseudoefedryna. Idę na L4.
Co ma dobre strony, ponieważ mogę
filmy oglądać, choćby jednym okiem.
8.12.
Dalej czuję się paskudnie. Musiałam
zrobić zakupy i zawieźć zwolnienie. Rano było grube szkło na
ulicach i chodnikach, do pozostałych zmartwień jeszcze i to jedno,
żeby gdzieś nie pakować się, niechcący.
9.12.
A potem czytam pana Turnaua, który
cytuje Dante Alighieriego: „Najbardziej gorące miejsce w piekle
jest zarezerwowane dla tych, którzy w okresie kryzysu moralnego
zachowują swą neutralność.” Jakie to jest trudne.
P.S. Właśnie się dowiedziałam jak
został Turnau potraktowany. Widać jak można, to trzeba przywalić,
nie zwlekać.
10.12.
Słucham, czytam o reformie edukacji,
likwidacji gimnazjów i egoistycznie cieszę się, że Zosia załapała
się na „starą” wersję programu. Z dnia na dzień wypływają
coraz bardziej absurdalne pomysły (fizyka posługująca się
pojęciami matematycznymi, których dzieci jeszcze nie znają,
usunięcie biologii ewolucyjnej, lektury) i coraz smutniejsze to.
11.12.
Obejrzałam francuski film, i
abstrahując od jego nędznego poziomu, zdałam sobie sprawę, że
nie znoszę pewnego typu zachowań kobiet. Trudno je opisać, chodzi
mi o specyficzny naturalizm, brak tabu.
Tacy są ludzie z północy, podobnie grają niektóre aktorki
teatralne (nie aktorzy) i tak właśnie zachowują się Francuzki. To
jest kwestia zapewne osobistej wolności czy swobody obyczajowej, ale
ja w tym widzę tylko fizjologię i kompletny brak tajemnicy.
12.12.
Scena w filmie: żołnierze jadą
zdobytym mercedesem do miejsca, gdzie na pewno nie spotkają się z
przyjaznym przyjęciem, gnają, pędzą przez pustynię, a tłem jest
muzyka zespołu Chicago – If you leave me now. Nieprawdopodobne.
13.12.
35 rocznica wprowadzenia stanu
wojennego w Polsce. Miałam dwanaście lat, pamiętam, w kościele
ksiądz powiedział, że jest wojna. Pędem wróciłam do domu i
powtórzyłam to rodzicom, którzy jeszcze nie włączyli telewizora.
A potem generał, głuche telefony, czołgi jechały Unicką, Lwowską
(Bolesława Bieruta) i głucho dudniły, cisza, śnieg i dudnienie.
14.12.
Praca + praca.
15.12.
Byłam u Gośki.
To takie oczywiste stwierdzenie, jak
„świeci słońce” albo „lubię czytać”. Jeśli nie widzę
się z nią nawet parę tygodni, to jest tak, jakbyśmy widziały się
wczoraj. Tylko trzeba nadrobić tematy. Znamy swoje życia i nasze
rozmowy są jak uzupełnianie brakujących fragmentów, gdy całość
widzimy wewnętrznymi oczami.
16.12.
Włączyłam po południu Fakty i tak
przed tym telewizorem zostałam. Chyba myślałam, że mnie już
niewiele może zaskoczyć. No okazuje się, że jednak nie doceniłam
członków naszego polskiego ducha. Nie ma już granic do
przekroczenia – wszystkie za nami ludzkie pojęcie przebiegło,
brakuje słów.
17 i 18.12.
Dyżury w pracy, a w każdej wolnej
chwili śledzę sytuację.
19.12.
Przez moje prace nie mam czasu na
roboty domowe. Więc w wolne poniedziałkowe popołudnie porządki w
domu i plany organizacyjne na święta.
20.12.
Praca i praca, dużo pracy, czas za
szybko leci.
21.12.
Paskudny dzień, tutaj, tam, wszędzie.
22.12.
Spotkałam się z mamą Dziewczynki
Chorej na Raka Mózgu. Nie doświadczyłam nigdy dotąd tak
głębokiego współczucia. To już czwarty miesiąc choroby.
Słuchając jej opowieści, zauważyłam przede wszystkim jak bardzo
rodzina zaadoptowała się do sytuacji. Choroba, niezwykle
męczące i obciążające leczenie, zostały zamknięte w ryzach
postępowania medycznego, uporządkowane w grafik. I on stał się
ich życiem, kiedy poprzednie się skończyło.
23.12.
Mam dziś urlop. Cały dzień
przygotowuję świąteczne potrawy w towarzystwie świątecznych
filmów.
24.12.
Wigilia. W pracy do 15, potem chwila
ciszy w domu. Nieodmiennie analizuję swoje uczucia w tym dniu.
Najcieplej wspominam dawne Wigilie, kiedy byłam dzieckiem,
beztroskie i pełne radości oczekiwania, pachnące grzybami, bigosem
i świerkiem. Potem, kiedy tajemnica rozwiała się w obcym domu, z
nie moimi zwyczajami, tęskniłam do tamtej gorączki. Z czasem,
mając swoje dzieci stworzyłam własne Wigilie, ale nie były już
one beztroskie, raczej pełne uporu i wysiłku, aby zostały w
pamięci jako rodzinne i szczęśliwe. Teraz nie mam oczekiwań. Może
tylko, żeby odsunąć się na chwilę od prac, polityki i całego
szalonego świata.
25.12.
Jedzenie, prezenty, spotkanie z
Jerzykiem i Selene na Skype.
„Tylko dlatego, że przyzwyczailiśmy
się do tego życia, uważamy je za normalne”. Roshi Sawaki
26.12.
Zosia w nocy dostała gorączki.
Rano dowiedziałam się, że umarł
George Michael. Odchodzą ikony mojej młodości. To są przecież ci
ludzie, których dobrze znam. Żyliśmy prawie równolegle. David
Bowie, Prince, Leonard Cohen. Alan Rickman, Andrzej Wajda. Smoleń,
Czubaszek, Paradowska.
27.12.
Miałyśmy iść do kina, ale
zostałyśmy w domu, Zosia w łóżku z gorączką. Czytam na głos
„Kamienie na szaniec”, co może sprawi, że będą kojarzyć się
jej z błogim chorowaniem, tak jak mnie kojarzy się „Plastusiowy
pamiętnik”. Tylko ja miałam dziadka i ospę.
28.12.
Zimno, wiatr, katary, gorączki,
ciemnica, straszenie przyszłym rokiem, czarne myśli, plecy mnie
bolą, zwłaszcza w okolicach prawej łopatki, durni ludzie,
bezsilność.
29.12.
Dostałam trzy książki pod choinkę:
„Światło, którego nie widać” Doerra, „Księgę ryb Williama
Goulda” Flanagana i „Spisek przeciwko Ameryce” Rotha. Ponieważ
po świętach jest dużo ofert promocyjnych, dokupiłam jeszcze:
„Konające zwierzę” Rotha, „Szwedzkie kalosze” Mankella,
„Cybulski. Podwójne salto” Karaś i „Amerykańską sielankę”
Rotha. Oraz parę książek dla dzieci.
Teraz mogę zaczynać nowy rok.
30.12.
Pracowałam od 7.30 do 22.00 z przerwą
na zakupy.
31.12.
Nie cierpię Sylwestra, petard, durnych
życzeń i szampana. Nie rozumiem radości z nadejścia kolejnego
roku. Dobrze, że te wszystkie daty są kwestią umowną. Jesteśmy
w wymyślonym świecie, słuchamy wymyślonych informacji, wymyślamy
nawet nasze życia i potem zamiast żyć, to realizujemy jakiś
plan.