środa, 1 sierpnia 2018


01.07.
Międzynarodowy Dzień Psa.
Nie wyobrażam sobie dnia bez psa.

02.07.
Powoli zabieram się do myślenia o wyjeździe.
Nie lubię tych kilku dni przed podróżą. Ale kiedy już ruszymy! - koniec z nudnymi wpisami.

03.07.
Jutro będzie wiadomo, czy Zosia dostała się do Staszica. Jeżeli dostanie się, czeka ją nowa szkoła, o której wprawdzie marzy, jednak te marzenia mogą okazać się kupką roztrzęsienia. (Obym się myliła). Jeśli się nie dostanie, to prawdopodobnie będzie w swoim starym gimnazjum, które przekształciło się w XXX LO i chociaż mnie to nie martwi, dla niej może okazać się porażką. Z drugiej strony, z całą pewnością będzie jej łatwiej. O Staszicu mówią, że szóstkowe dzieci spadają na dwóje i tróje, co nie jest przyjemne, zwłaszcza w okolicznościach, gdy wszystko nowe. Dla jej zdrowia to niekorzystne. Niedostanie się też byłoby niekorzystne dla jej zdrowia. Która opcja jest lepsza? Która się okaże? Komputer już wie, zimny drań.
Dzisiaj nerwowe oczekiwanie i nieświadomość pełna nadziei.

04.07.
Długa podróż do Gdańska blednie przy dzikiej radości Zosi - dostała się do Stasia!
A Gdańsk piękny jak zawsze, Neptun, Długi Targ, turyści, ale niezbyt wielu.
Uroczy Kobza Haus na Wyspie Spichrzów.

05.07.
W Muzeum Narodowym pustawo. Przyszłyśmy zobaczyć Sąd Ostateczny Hansa Memlinga. Zosia pisała o nim pracę w szkole. Jest niesamowity i znacznie większy niż sądziła (ja nie miałam zdania). Wysłuchałam wyczerpującego i bardzo interesującego wykładu na temat.
Podziwiałyśmy żaglowiec, którym mamy płynąć jutro. Majestatyczny. Inne żaglowce. Słońce
i rzeczywistość nierzeczywistą.

06.07.
Znowu muzeum. Wielu grzecznych cudzoziemców. Stare mury szerokiej wieży, bursztyn prawdziwie piękny w nowoczesnej, luksusowej wersji.
Ale to Europejskie Centrum Solidarności zrobiło na mnie największe wrażenie, chociaż miało przede wszystkim zrobić na Zosi. Wprost przedstawione wydarzenia, historia, którą przecież bardzo dobrze znam. Wiele młodych osób w skupieniu słuchających przewodnika w słuchawkach. A ten przewodnik naprawdę dobry. Nie widziałam ciekawszej wystawy, najlepsza wersja multimedialnej nowoczesności.

Parada rekonstruktorów bitew, szłyśmy razem z nimi przez miasto.

I w końcu rejs. Początkowo nie miał wiele wspólnego z romantyzmem, przestrzenią i wiatrem.
Bo wiatr wiał jak cholera, kanałami nawet najpiękniejsze żaglowce pływają na silniku i plątało się po pokładzie mnóstwo turystów, którzy na szczęście, po pierwszym zachwycie trochę się uspokoili i przycichli.
Dopiero na wodach Zatoki Holendrzy uwolnili żagle…

07.07.
Siedziałyśmy długo w kawiarni na Długiej. Nad kawą i lemoniadą. Lodami i jogurtem.
Później pojechałyśmy obejrzeć rekonstrukcję bitwy morskiej ze Szwedami (1628) o Twierdzę Wisłoujście. Artyści, pasjonaci, marzyciele, prawdziwy huk, dym i wrzawa.
I ledwie zdążyłyśmy na Zakochanego Szekspira do teatru. Sztuka zabawna a teatr niezwykły.
„Zapraszamy do jedynego na świecie teatru z otwieranym dachem, którego otwarcie zajmuje zaledwie 3 minuty! Budynek, uznawany za jedno z największych dzieł architektury ostatnich lat, pokryty jest 1 200 000 antracytowych cegieł i ceglanej kostki brukowej, a jego drewniane wnętrze przenosi widzów do czasów Szekspira. Jako jedyny teatr w Polsce wystawia spektakle na scenie elżbietańskiej.” - ze strony Teatru Szekspirowskiego.

Zjadłyśmy najlepszą kolację w Machina Eats&Beats na Chlebnickiej.

08.07.
Cywilizacyjny szok po przesiadce z Pendolino do TLK Ogiński. Nie czepiam się, ale było ze 30 stopni bez burżujskiej klimatyzacji. Pasażerowie do ostatniego miejsca. Przystanek na każdej stacji. W Łukowie 20 minut.

09.07.
Pozapominałam o różnych ważnych sprawach i trzeba było szybko wszystko nadgonić. Wrócić.

10.07.
My tutaj pitu pitu a okazuje się, że ten obóz Zosi to jest grubsza sprawa. Egzamin na sternika jachtowego podobny do tego na prawo jazdy. Czym prędzej kupiłam podręcznik. Na szczęście wszystko, co z jakąkolwiek nauką jest związane, Zosi się podoba (jeszcze).

11.07.
Gra towarzyska „Tajemnicze domostwo”, pierwszy raz grałam w zespole - wygrywają wszyscy albo wszyscy przegrywają, nie mogliśmy się oderwać. Ile ludzie mają pomysłów, wyobraźni. Nie znoszę nadużywanego słowa „kreatywny”, ale tutaj idealnie pasuje.
A przy okazji, bardziej niż „kreatywny” przeszkadza mi wyraz „witam”, którym, mimo licznych negatywnych opinii i komentarzy, posługują się nagminnie osoby piszące e-maile.

12.07.
Zawsze pełno było absurdów, ale taka kumulacja? Dzień świra.

13.07.
Planowanie urządzenia pokoju Zosi, żeby na nową szkołę miała nowe graty. Ikea to największy przyjaciel prostych i tanich przeobrażeń.
Tanich?

14.07.
W pracy cały dzień. Nikt mnie nie zaskoczył. Żadnych niespodzianek. Ale wczoraj zaczęłam czytać „Tekst” Dmitrija Głuchowskiego. Wielbię jego styl. Wyobraźnię. Świat.
Przeglądam Fb; dziadek Bryan Adams, dziadki z AHA, dziadek Sting, ale to przecież jest skutek moich polubień. Co za ulga…

15.07.
Dzień z osobą, z którą zawsze spotykam się, jakbyśmy widziały się wczoraj. Szczęście mieć kogoś takiego. Życie nasze bardzo bliskie, tyle już lat.

16.07.
Ukazała się lista podręczników do szkoły. Kiedyś szło się do trzech księgarni na krzyż dystrybuujących podręczniki z przydziału, brało się w siatę i do domu. A teraz pół dnia sprawdzałam w Internecie gdzie kupię za jednym razem jak najwięcej woluminów, jednocześnie nie płacąc fortuny. I żeby jeszcze wszystko się zgadzało. Tytułów nie kończące się strony, wydawnictwa, serie, daty wydania a okładki podobne. A nawet jeśli wygląd wydaje się taki sam i cała reszta, to jakąś naklejkę przykleją i już nowy byt. Ceny mogą się różnić o 50 procent, nie wspomnę o egzemplarzach używanych. Więc dumna jestem z siebie, kupiłam 14 podręczników u dwóch sprzedawców tylko!

17.07.
No i zdjęcia okazały się nieprawdziwe, a nawet opisy. Ale! Ku mojemu zdumieniu zakupów, które już dotarły, dokonałam w lubelskim antykwariacie. I co więcej, udało się wymienić polubownie na znacznie ładniejsze egzemplarze.

18.07.
Jakże można zsynchronizować się z kimś tak, żeby bezkolizyjnie odbywać codzienność. Niemożliwe. Przy takiej czułości neuronów – niemożliwe. Zazdroszczę ludziom, których nie boli obecność, nie dotyka ułomność relacji. Dziwne, że jednocześnie zawodowo odczuwam empatię i wyrozumiałość.

19.07.
„Samotność to poczucie braku odpowiedzi.”
Jerzy Kopania Samotność metafizyczna
Zeszyty naukowe Centrum Badań im. Edyty Stein – Wobec samotności; numer 12; Poznań 2014

„Filozofia pojawiła się w momencie, w którym człowiek uświadomił sobie samego siebie. To dopiero umożliwiło mu uświadomienie sobie, że oprócz niego istnieje coś, co nim nie jest, co pozostaje względem niego inne, zewnętrzne. Najpierw człowiek zadziwił się sobą, a dopiero później mógł doznawać zdziwień, postrzegając zjawiska przyrody.”
Ibid.

20.07.
Pogrzeb starszego pana.
Ksiądz: „Ale jest ktoś, kto cieszy się ze śmierci pana Władysława – pauza - jego żona, którą pożegnaliśmy w zeszłym roku. Dlatego mniej boli ból, który powinien boleć.”
Próbowałam to zrozumieć.

Artur Schopenhauer napisał:
„Sceny naszego życia podobne są do obrazków w masywnej mozaice, które z bliska nie robią wrażenia; trzeba stanąć od nich z dala, aby ocenić ich piękno… Rzeczy teraźniejsze natomiast przyjmujemy w poczuciu tymczasowości, uważając je za nic innego, jak tylko drogę do celu. Dlatego to ludzie, spoglądając u kresu swych dni wstecz, stwierdzają zazwyczaj, że całe ich życie upłynęło pod znakiem „ad interim”, i ze zdziwieniem widzą, iż to, co na ich oczach przechodziło tak niedocenione i mdłe, stanowiło właśnie ich życie… i tak z reguły przebiega ludzkie życie – człowiek, mamiony nadzieją, pląsa wprost w objęcia śmierci.”

21.07.
Kończę czytać najlepszą książkę.
„Tekst” Dmitrija Głuchowskiego.
Naprawdę.

Uważam, że najtrudniejszymi relacjami w życiu są matki, ojca z dzieckiem, i w drugą stronę. Oznacza to, że mamy co najmniej dwa ultra delikatne związki w życiu. Plus każde własne dziecko. Związki przerastające wszystkie sfery naszego życia. Nawet wtedy, gdy rodzic wcześnie umiera, albo odchodzi. Powiązane delikatnie i niezwykle czułe na emocjonalne fałszerstwa. Wymagające, wręcz bezwzględne. Nie liczące się z rzeczowymi argumentami, logiką. Nie da się od nich uciec. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że niczego nie odkrywam. Ja to sobie po prostu uświadamiam.

22.07.
Zosia pojechała na obóz żeglarski.
Jest niedziela, upalna, słoneczna. Wyszłyśmy z Azją na spacer i do cukierni. Na osiedlu pusto i cicho. Rozgrzany chodnik, miękki asfalt. Bzyczą jakieś owady, pachnie trawa, zawsze tak samo w lipcowe, wakacyjne niedziele.

23.07.
„Bo to nie to samo żyć, a wiedzieć o tym.”
Wiesław Myśliwski Ostatnie rozdanie

24.07.
Zosia przeżywa ciężkie chwile – pierwsze godziny na żaglówce, wszystko spada naraz.
Mam nadzieję, że z każdym dniem będzie lepiej.

25.07.
„Tym nieustającym lękiem napawa nas to, że jesteśmy, a nie jesteśmy w stanie sprostać temu, że jesteśmy. Wielkie to brzemię sam dla siebie człowiek.”
Wiesław Myśliwski Ostatnie rozdanie
Kupiłam nową książkę o filozofii, książkę o psach i o żaglówkach, jakbym nie miała co czytać.

26.07.
Zosia jest bardzo zmęczona na obozie. Może to zbyt
Wszystkiego za dużo
I teraz czy jestem nadopiekuńcza
Czy to tylko życie
Każdy jest jakoś za

27.07.
Mama po operacji. W ogóle nie chciała się obudzić. A wiadomości są dobre.
To zaćmienie trwa i trwa.
 22.21 - Księżyc jest maksymalne zasłonięty Ziemią a ja siedzę sobie na balkonie i mam jak na dłoni, nad lasem, wszystkie te zebrane w kulkę zachody Słońca. Mars świeci jasno jak latarnia, wiele jaśniej niż Księżyc.
Widzialna nasza maleńkość.
Zauroczona pokornie

28.07.
Sobota i niedziela, niedziela i sobota w pracy.
A w pracy klimatyzacja
A na dworze tropikalny upał

29.07.
Jestem zmęczona.

30.07.
Uważam że świat oszalał. Naprawdę, wystarczy włączyć jakieś media.
Brakuje marginesu na zdziwienie. Może już trzeba zacząć się bać.

31.07.
Kompletna demolka w pokoju Zosi, Jerzy rozkręcił wszystkie meble, powoli wyjeżdżają z mieszkania. Będą nowiusieńkie, pachnące fabryką.
Jerzy jest mistrzem układania, dopasowywania, kompresji. Najpierw robi wielki bałagan a potem staje się porządek i (trochę) inne życie.