czwartek, 15 września 2016


1.
Dyktator – arcydzieło. Nie wiem jakim to dzieje się cudem, ale filmy Chaplina się nie starzeją. Wszystko inne rozciąga się nudą w nieskończoność i zalatuje myszą, a on jest świeży jak sok pomarańczowy.

2.
Królowa ringu – nie! Meg Ryan podobno gra główną rolę. Nie wiem kto to jest ta laska, która się za nią podaje. Gdzie się podziała Meg Ryan?
„O mój Boże zeżarłaś królewnę?”

3.
500 dni miłości – są momenty, ale niekoniecznie.

4.
Priscilla, królowa pustyni – warto. Urzekające kostiumy, piękne zdjęcia.

5.
Surfer – To jeszcze nie ten Matthew i nie ten Woody. Nie oglądać, grozi urazem.

6.
Światła wielkiego miasta – arcydzieło. Uwielbiam ten film.

7.
Cyrk – można, ale nie tak dobry.

8.
Miłość w czasach zarazy – okropna nuda.

9.
Co jest grane, Davis? – tak, trochę inni bracia Coen.

10.
Światła rampy – tak, ale to już zupełnie inna historia.

11.
Foxcatcher – dobry, aktorzy świetni.

12.
Eichmann Show – tak.

13.
Obywatel roku – bardzo szybko kojarzy się z filmami braci Coen, dobra muzyka i zachęcający początek filmu, jednak później tylko krew się leje, bez klimatu.

14.
Zaklęte rewiry – znakomite polskie kino.

15.

Kryptonim U.N.C.L.E. – ledwo ujdzie. A może dlatego, że nie lubię Bondów i Pseudobondów.

czwartek, 1 września 2016


29.07.
Już podróż samolotem jest dla mnie sporym wydarzeniem, ponieważ mimo wiedzy, że miliony latają bezkolizyjnie, oraz własnego doświadczenia, instynkt nadal mnie ostrzega, że to coś nie tak. Najważniejsze jest jednak dzisiaj spotkanie z Jerzykiem i Selene, chociaż Londyn wdziera się bezpardonowo i próbuje zająć główne miejsce. Selene natychmiast łapie nasze fale, jakbyśmy znały się od lat.

30.07.
Londyn, Londyn, wczoraj 30 kilometrów, dzisiaj 25, czego te iphony nie potrafią sprawdzić. Bolą mnie stopy, ale nie myślę o tym. Chcemy jak najwięcej zobaczyć i poczuć. Na razie natłok wrażeń, wszystko ciekawe.
W „księgarni Jerzyka” Waterstones dziś w nocy odbywa się wielka inauguracja nowej części Harry Pottera. Jerzy pracował po południu przy organizacji imprezy, a późnym wieczorem i my pojechałyśmy na Piccadilly. Kolorowy, poprzebierany za postacie z powieści radosny tłum fanów.  
O północy gromkie Sto lat! dla Harry’ego z okazji urodzin i wręczanie książek każdemu cierpliwemu czytelnikowi.

31.07.
Tu jest bardzo zielono, wiele rozległych parków odświeża miasto. Na ulicach drzewa oliwne stoją
w wielkich donicach, a miłorzęby rosną, jak u nas lipy. To ten wspaniały klimat, brak mrozów.
Dzień w galeriach, które może pokazać tylko „miejscowy”; są zbyt małe, żeby o nich pisać
w przewodnikach. Zaskakujące rzeźby, obrazy, nie ma ludzi, można podziwiać w spokoju.
Selene w nocy poleciała do Rio fotografować sportowców na Igrzyskach olimpijskich. Po trzech dniach nieomal bez przerwy razem, bez niej Londyn nie będzie już ten sam.

1.08.
Wędrówki z Jerzykiem, dzisiaj śladami Sherlocka. Uważam, że teraz, bez wszystkich mniej lub bardziej związanych z nami osób, nasza trójka jest bytem idealnym. Z nikim nie porozumiewam się tak intuicyjnie. Greenwich, park, rozmowy.

2.08.
Sherlock Holmes Museum. British Museum. Kiedy już nie mogę iść, siadam, a potem znowu idę dalej. Moje ulubione miejsce to fotele w „księgarni Jerzyka”. Sześć pięter cichej, przyjaznej przestrzeni, gdzie można rozsiąść się wygodnie (zdrzemnąć) albo czytać. Ja oglądałam albumy dotyczące fotografii. Znaczna część jednego piętra to rajski ogród z albumami; malarstwo, architektura, ogród, artyści, style i fotografia - crème de la crème.

3.08.
Kew Gardens, po metrze, najbardziej mnie zachwyca. Szczególnie część parkowa, gdzie na rozległym trawniku rosną ogromne drzewa. Zwykle żyją na mniejszej powierzchni, wśród innych roślin, są bardziej smukłe i mniej okazałe. Tutaj rozkładają swoje korony jak damy wielkie balowe suknie.
Tate Modern nie do zapomnienia. Moje dzieci i sztuka nowoczesna, nie da się zachować powagi.

4.08.
Zosia przeciągnęła mnie przez całe Muzeum Historii Naturalnej, niekiedy wracając w te same miejsca, żeby zobaczyć coś jeszcze raz. Przeleżałam potem w Waterstones dwie godziny na kanapie. Obie nie miałyśmy już siły, więc już  z Jerzykiem wsiedliśmy w pierwszy autobus i dojechaliśmy nieoczekiwanie na Abbey Road. Moje uczucie do tego miasta, poza całą jego skomplikowaną urodą, podsyca nieustanne kojarzenie nazw ulic, dzielnic, widoków z literaturą, filmem i muzyką. Jakbym spotykała znajomych z różnych okresów swojego  życia. Szekspir, Arthur Conan Doyle, Herbert George Wells, Agatha Christie, Charles Dickens, John Galsworthy. Sherlock, Bond, Soames Forsyte, Paddington, Mary Poppins, Harry Potter, Sweeney Todd. The Beatles, Coldplay. Londyn nieustannie jako tło historyczne, jako źródło. Muzyka jest w sklepach, restauracjach, pubach, w metrze na saksofonie ktoś grał Billie Jean, innym razem kobieta śpiewała jak Amy.

5.08.
Dzień rozstania. Zawsze trochę smutny. Jerzyk zostaje sam. Może i dobrze, weźmie się spokojnie do pracy magisterskiej.

6.08.
Uważam metro za dowód konstrukcyjnego geniuszu człowieka, podobnie jak mosty. Jak loty w kosmos, albo inżynieria genetyczna. Ktoś wziął na siebie odpowiedzialność za to, że pod miastem, pod rzeką, wykopie sieć tuneli i połączeń między nimi, po których z ogromną prędkością popędzą pociągi wzbudzając oszałamiający, gorący wiatr, rozwiewający wszystkim włosy na peronie i nic się nie stanie. Ktoś obliczył, zaufał temu, wziął łopatę i poszedł kopać. A teraz miliony ludzi bez najmniejszej refleksji, bez lęku wlewają się tam i wylewają każdego dnia i nocy, kompletnie nie doceniając swojego niezwykłego szczęścia.

7.08.
Ogromna już nie liczba, a ilość ludzi, żyje w Londynie. Jest sunącą, drgającą przy skrzyżowaniach, przenikającą się, prącą do przodu albo zmuszaną do ruchu, masą cząstek. Nieszczęścia są w tej masie jak wyrwy, natychmiast wyrównywane sunącą lawą. Pięć osób, dziesięć osób, dwadzieścia, sto, tysiąc. Garść fasolek w fasolowym morzu. Ale każda z nich ma oczywiście swoje odrębne życie, przekonanie o indywidualności, poczucie sprawczości.

8.08.
Brexit to tylko jakaś tam nierówność, turbulencja. Londyn strawi i to. Odwiedziłam go w dobrym momencie mojego życia. Jest jak trudna miłość, warta wysiłku.

9.08.
Zośka w nowych okularach. Patrzy w lustro, ogląda, myśli, kwituje „Pasują mi do tapety w telefonie.”

10.08.
Philip Roth – Everyman: „może chciał przez malowanie uciec od świadomości, że człowiek rodzi się do życia, a w zamian umiera”.

11.08.
Zosia pojechała do Kudowy Zdroju z ojcem i znajomymi. Zostałyśmy same z Azją. Sierpień w mieście, romantycznie, o poranku melancholijne mgły jesieni na horyzoncie. I Trouble Coldplay.

12.08.
„Dobry nurek to i po miesiącu wypłynie.”

13.08.
„Babel”, Iñárritu. Wydawało mi się, że wiem czego się spodziewać po obejrzeniu Amores perros i 21 gramów, ale film znowu mnie zaskoczył, znalazły się w nim sceny, jakich nie oczekiwałam już w kinie. Poruszające do samego spodu. Emocje są wszędzie podobne, niezależnie od kultury, czasów i żyją własnym życiem, nawet przeciwko nam. Myślimy naiwnie, że tylko my tak intensywne odczuwamy ból czy miłość, nie zauważając, że uczucia są jak woda– jeden obieg. A nic nowego już nie będzie, wszystko się stało i tylko powtarza się, zabierając nam spokój.  Ale z drugiej strony, czy cenimy spokój.

14.08.
Pół dnia szykowania wymyślnego obiadu, pół dnia rozmów z rodzicami, z Jerzykiem. Jestem wyczerpana.

15.08.
Wolne. Książki. Filmy. Powtórka „Odrobiny chaosu”, którego nie mogę nie obejrzeć, jak już trafię. To jest terapia i profilaktyka dla mojej duszy. Przyjechała paczka z Londynu pełna ubrań i innych klamotów. Ale też dwa piękne albumy: Marilyn Monroe Metamorphosis i Hollywood Dogs. Jerzyk dorzucił London pride, nasze nowo polubione piwo.
Wróciła Zosia, zadowolona. Ale też zadowolona, że wróciła.

16.08.
Chciałam o pracy napisać, czy o czymś innym, ale muszę o „Braciach”. Zagrany bez jednej fałszywej nuty (Maguire, Gyllenhaal, Portman oraz wspaniała Madison jako starsza córka). Pokazuje krok po kroku proces obumierania. Ja wiem jak to jest i mogę śmiało napisać, że zostało oddane samo sedno. Znakomity film, obowiązkowy.

17.08.
Szalone zakupy w Zalando, wyrzuty sumienia łagodzone tym, że głównie dla Zosi i Jerzyka, oraz poczuciem bezpieczeństwa, bo przecież w każdej chwili można dokonać zwrotu.

18.08.
Praca, wizyta u ortodonty Zosi, zakupy, jedzenie i film. Bardzo piękny film o miłości, żadna tam romantyczna komedia. Znowu los, przypadek, chwila, z której potem czerpiemy wspomnienia, te dobre (Francuska suita).

19.08.
Czeka mnie wizyta u okulisty, coraz gorzej widzę.
Czeka mnie wizyta u ginekologa, strasznie dawno już nie robiłam cytologii.
Czeka mnie wizyta u onkologa, powinnam być na kontroli w lipcu.
Czeka mnie starość i śmierć.

20.08.
Ktoś zapytał, jak mi jest. Pod warstwami ochronnymi, gdzie musiałam się schować, latami doświadczeń, zwłaszcza gatunkowo cięższymi, udawaniem, bez którego nie da się żyć, ale z dziećmi, psami, książkami i filmami jest mi dobrze. Nie walczę ze sobą.

21.08.
Porywisty wiatr, nagłe chmury, zwaliste i ponure. Czuję jak mnie otacza i wciąga nieuchronnie fala smutku. A na smutek najlepszy jest Charlie Chaplin. Sprawdził się i tym razem.

22.08.
Poniedziałek. Kupiłam torebkę. Torebka jest dobra na wszystko. Stoi sobie i kwitnie.

23.08.
Tolerancja na narzucanie mi zdania spadła do zera. Także na apodyktyczne opinie. Na wszystkowiedzę. Na nieuzasadnioną pewność siebie. Na uzasadnioną nadmierną pewność siebie.

24.08.
Liczba ofiar trzęsienia ziemi we Włoszech rośnie z godziny na godzinę. Patrzę na zdjęcia i amatorskie filmy ze zniszczonych miejsc. Ich cichy obraz z lotu ptaka, scenografię dramatu, nieodwracalny koniec. Było i nie ma, królestwo entropii. A wielu tych, co przeżyli, umarło.

25.08.
Można poznać kogoś i nie zwrócić uwagi, przejść nad tym. A można zostać nowym poznaniem poruszonym i czuć prostą radość porozumienia.

26.08.
Ostatnie dni są pełne skomplikowanych emocji. W takiej sytuacji idę do przyjaciela. Mój jest kobietą: mądrą, wyrozumiałą, ale sprawiedliwą, która słucha, rozumie i szanuje. Praktycznie niemożliwe, a jednak.

27.08.
W moim mieszkaniu lista drobnych usterek, a w moim telefonie numer do pana Waldemara. Pan Waldemar jest antidotum na techniczne kłopoty. W kwestii zepsutej spłuczki (pływak, zawór spłukujący J), niedomykającego się okna, byle jak podłączonego oświetlenia w kuchni. Przywraca spokój ducha i ład we wszechświecie.

28.08.
Obiad w Patataj. Niedziela. Przepiękny, gorący dzień, niebo bezchmurne, leniwie brzęczą owady (w bezpiecznej odległości), kogut pieje, dobre jedzenie, dobre wiadomości (wyniki Zosi idealne), nikt się nie spieszy, wszyscy w dobrych humorach, wszelkie inne, chętne do zakłócenia spokoju sprawki upchnięte w skrzyni, której wieko zatrzaśnięte, a klucz wyrzucony.

29.08.
Czy ktoś pamięta, że kilka dni temu zginęło ponad trzysta osób, a kilkaset zostało rannych? Nie ma tu mądrej refleksji, wszystkie są bezduszne i egoistyczne.

30.08.
Nowe zajęcia plastyczne Zosi. Dużo profesjonalnej wiedzy, technik. Chciałabym, żeby korzystała jak najwięcej. Mimo tego, przechodzi obok wielu rzeczy, zupełnie ich nie dostrzegając. Nie można wszystkiego. I właściwie skąd pewność, że moje widzenie jest dla niej wystarczające. A ona zapewne odkryje to, czego ja nigdy nie poznałam. Tyle trzeba pokory.

31.08.
W osiedlowym zieleniaku:
- Ile ten kalafior?
- Pięć złoty.
- Silwuple.
- Mersi. Myśli pan, że ja nie wiem co pan do mnie mówi?! (hau hau hau!)
- Kobieto! Przecież ja nic takiego nie powiedziałem!