czwartek, 1 grudnia 2016


1.11.
Śmierć to jest fakt. Co potem – tylko wyobrażenie. Po naszej stronie zostają wspomnienia, które zacierają się, łączą z opowieściami, przeobrażają. Po drugiej stronie jest niepewność, budząca lęk. A może tam jest dobrze? To dobrze, na które mam nadzieję, a przecież z czegoś nadzieja się bierze. Może tam jest lepiej, którego nawet nie potrafię sobie wyobrazić.

2.11.
Jestem pod wrażeniem obserwacji, jak fajny człowiek przemienia się pod wpływem świeżo nabytej władzy, w obcego. Nigdy dotąd nie miałam okazji oglądania tego z bliska. Brak kontaktu, współpracy, dominacja i bezradność podwładnych. Błahy problem nie został rozwiązany z powodu niekompetencji i pychy.

3.11.
Pan Waldek. Inteligentny i zabawny,  każdą rzecz, którą robi wykańcza jak Michał Anioł Pietę. Przypadek niezwykły. Wbrew doświadczeniu facet, który słyszy i reaguje. Nie chcę zalać tego zjawiska przymiotnikami, żeby nie uczynić go trywialnym.

4.11.
Praca, która jest hobby, stanowi wentyl bezpieczeństwa dla mojej biednej głowy. Jeżeli jednego zagadnienia dotyczy więcej niż jedna ustawa i dodatkowo one się wykluczają, to która jest ważniejsza? Czy któraś może być?

5.11.
Doctor Strange, tak trudno jest jeszcze zaskoczyć, ale znowu się udało. W tym filmie jest znacznie więcej niż tylko ekranizacja komiksu - nawiązania, puszczanie oka do widza, sporo komizmu. Oczywiście za sprawą Benedicta Cumberbatcha, jemu to ładnie wychodzi.
Odskocznia od szalonego świata, bardziej szalona niż on, ale za to na pewno nieprawdziwa.

6.11.
Nawet najbardziej pozytywnie nastawieni zawodzą, kiedy górę bierze przymus forsowania własnego zdania. Po tylu latach obrastania w doświadczenia wciąż mnie to dotyka. Po co ta potrzeba akceptacji? Dlaczego pragnę zrozumienia?
Nie chcę wypracować pancerza na wszystko.

7.11.
Przylecieli, a ja cały dzień w kopalni.

8.11.
Dziewczyna w wieku Zosi jest chora na raka mózgu. Niepokój wzbudziło podwójne widzenie. Ma czternaście lat, jest już po operacji usunięcia guza i po pierwszej chemii. Przed nią jeszcze trzy. Miała życie nastolatki, pełne wygłupów, rozterek i szkolnych zmartwień, które zatrzymało się nad śmiercią. Żeby jej uniknąć musi teraz przejść przez kilka piekieł.
Nie ma sposobu, aby wyobrazić sobie te piekła.

9.11.
 45 prezydent USA. Całe popołudnie i wieczór oglądałam programy na jego temat, dyskusje, prognozy. To jest kolejne zjawisko z ostatnio oszałamiających. Mamy chyba gwałtowny i nieuchronny koniec liberalizmu, stary porządek pochłania gotująca się siła. Zapewne nie jest nowa, a historia zatoczyła kolejne koło. Jak niebezpiecznie będzie teraz?

10.11.
W pracy, która jest moim hobby, następna niespodzianka. Zastałam przemiłą koleżankę całą we łzach. I znów okazuje się, ze dorośli ludzie zachowują się jak dzieci, jakieś pomówienia, oskarżenia, kłótnie. Wszędzie pełno wariatów.
Trzeba zachować godność i spokój.

11.11.
Święto Niepodległości. Mam nadzieję, że marsze i pochody nie powpadają na siebie i nie będą chciały pokazać, kto bardziej Polskę kocha.
Znowu rodzinny obiad z Jerzykiem i Selene. Potem granie w Scrabble po angielsku (wygrała S.) i po polsku (wygrał J.). Rozmowy, plany. Bardzo przyjemnie. Lęki na bok, chociaż na chwilę.

12.11.
Selene poleciała do domu, Jerzy już jest nasz.  Całą sobotę nasz. I niedzielę też.

13.11.
Od rana gotowanie, bo rodzice przychodzą na obiad. Wpadli na pomysł, żeby pojechać w maju do Londynu. Udało mi się wybić im to z głowy.

14.11.
Cały dzień w pracy.

15.11.
Już całkiem smutno, Jerzy się pakuje, jedną nogą w samolocie.

16.11.
Obniżono wiek emerytalny. Na całym świecie kraje rozwinięte go podnoszą, a w Polsce rząd obniża.
A co, kto im zabroni.

17.11.
Jeden człowiek znał miejsca, które bardzo były wrażliwe na ból. Ponieważ nie ma już możliwości aby mógł zbliżyć się do nich, poszukał podobnych u własnego dziecka.
Łatwo jest ranić najbliższych, to bardzo popularne.

18.11.
Dużo dziś mówi się o deportacji ateistów, prawosławnych i muzułmanów (przy ich niechęci do podpisania odpowiedniej deklaracji), pomyśle posłanki PiS Beaty Mateusiak-Pieluchy. Niewątpliwie pani poseł zaistniała medialnie.
Deportacja (za Wikipedią) to przymusowe przesiedlenie osoby lub grupy osób, dokonywane jako kara, w celach politycznych lub jako forma represji. Deportacja całych grup etnicznych może mieć charakter "czystki etnicznej", mającej na celu ujednolicenie narodowościowe (lub wyznaniowe) danego terytorium. Deportacja bywa również utożsamiana z zesłaniem (katorgą).
Brawo.

19.11.
12 godzin w pracy. Zdarzają się fajni ludzie, niektórzy żartują, najbardziej rozgadani są ci, którzy przynoszą recepty weterynaryjne. Już nawet zdjęcie Azji zdarzyło mi się pokazywać. Poza tym, nieprawdopodobne zmęczenie. Miałam 140 pacjentów.

20.11.
Dzień odpoczywania. Teraz dopiero mogę go porządnie docenić, nabiera znacznie lepszego smaku.

21.11.
Spotkanie w Warszawie w Ministerstwie Zdrowia. Jestem pełna nadziei, ponieważ nasi interlokutorzy obiecali wziąć wszystkie uwagi do serca.
Zakupy w Fashion House nie udały się. Puste galerie, ze znudzonymi ekspedientkami są bardzo przygnębiające. Ceny rzeczy, które mi się podobają – zaporowe.

22.11.
Wizyta u onkologa, znowu zaczyna się diagnostyka. Pod gabinetem pełno kobiet, ale tam gdzie chodzę, jeszcze nie jest najgorzej. Mam szczęście.

23.11.
Cały dzień bolał mnie brzuch, leki trochę pomagały, ale tkwił ten brzuch w mojej głowie (może głowa w brzuchu?) i bolał. Brzuch – siedlisko wszelkiego stresu.

24.11.
Wyszłam z Azją na ostatni dziś spacer o 22. Na osiedlu było pusto i cicho, usłyszałam śpiewanie. Ktoś zbliżał się, jego głos rozlegał się coraz wyraźniej. Kiedy nas zobaczył ściszył i przechodząc uśmiechnął się do mnie. Przeszedł energicznie. To był młody chłopak. Kiedy zaczął oddalać się aleją między blokami znów zaczął śpiewać, coraz głośniej, a potem pełnym głosem jakąś piękną piosenkę po angielsku, trochę balladę. Stałyśmy i patrzyłyśmy za nim bez ruchu, nawet, kiedy zniknął już z oczu, chociaż dalej go było słychać. A potem tylko wydawało mi się, że go słyszę, a już tylko mi w głowie śpiewał. I znowu było pusto i cicho. Kompletna magia.

25-27.11.
Nie do wiary, ale w ciągu tych trzech dni pracowałam 36 godzin. Nogi mnie bolą i nie mam nic więcej do powiedzenia.

28.11.
Całe popołudnie i wieczór – wolne. Przyniosłam pudełka z piwnicy, zawczasu naszykowane i zapakowałam jedno prezentami na Mikołaja i Gwiazdkę, a drugie jedzeniem i innymi klamotami Jerzyka. Najważniejsze, to nie zapomnieć wyjąć na koniec rzeczy z lodówki, ale chyba mi to nie grozi, bo jak ją otwieram, to nie ma gdzie szpilki wetknąć.

29.11.
Śnieg zaczął padać i natychmiast powstało na drogach lodowisko. Samochody w korkach, dzięki czemu bezpieczniej, ale i tak jest koszmarnie ślisko. Byle górka i już nie do pokonania.
A z drugiej strony zrobiło się jasno, czysto i świątecznie. Pamiętam taką zimę, kiedy zaspy stały wzdłuż jezdni wysokie na metr, a w nich poprzebijane były korytarze, żeby można było przejść na drugą stronę ulicy. Śnieg ubity leżał na chodnikach, Stare Miasto stało całe białe, zrobiłam wtedy dużo zdjęć, jak pocztówek. Słońce świeciło i odbite od śniegu całkowicie oślepiało, pamiętam zimne policzki i niebieską, puchową kurtkę, bardzo ciepłą. Mróz aż trzeszczał, skrzypiało pod nogami a ja miałam kilkanaście lat.
Schodziłam z kimś Bernardyńską i nagle na chodniku przed nami pojawił się galopujący z wysiłkiem pod górę koń, owiany kłębami pary. Schowaliśmy się w bramie, która na szczęście była tuż obok, a on przeleciał koło nas jak rozpędzona lokomotywa.

30.11.

Zosia pisze jutro drugi etap olimpiady z angielskiego, a wcześniej ma sprawdzian z matematyki. Sama nie wie czego się bardziej boi. Przeżywam z nią szkołę, przypominam sobie te same uczucia. Moje doświadczenie jednak na niewiele się przydaje, tłumaczenie, że jeśli coś się nie uda, to nie jest koniec świata, nie przekonuje jej, wie swoje. Tyle trzeba lat, żeby nabrać dystansu.

piątek, 11 listopada 2016

1.
Le goût des merveilles – z polskim nie za bardzo tytułem Cudowny smak faworków – Tak, piękny.

2.
Baby są jakieś inne – dużo prawdy o mężczyznach, ale dość prosty. Niekoniecznie.

3.
Speed. Niebezpieczna prędkość – uwielbiam ten film.

4.
Pręgi – dobre kino bez litości.

5.
Gorąca linia – amerykańskie bla, bla, bla z Meg Ryan i Diane Keaton, szczyt narcyzmu, reżyserią zajęła się Keaton, czemu się dziwię?

6.
Pingwiny z Madagaskaru – słaby, zabawne dialogi, bo dubbing mamy jak zwykle znakomity.

7.
Wszystko za życie – wkurzał mnie od samego początku, poryw męskich tęsknot, egoizm, złote myśli godne piętnastoletnich pensjonarek, hipokryzja. I uznałabym go za wyłącznie kryzys wieku u Seana Penna, gdyby nie to, że jest oparty na faktach.
Piękne zdjęcia.

8.
Lodowy smok – świetny szwedzki film (dla dzieci), ze znakomitą muzyką, nie Disney, nie Marvel

9.
Kawa i papierosy – nie rozumiem na czym polega wspaniałość tego filmu. Bardzo chciałam się nim zachwycić, ponieważ wiele osób, które cenię, to zrobiło. Podoba mi się odcinek z Cate Blanchett. Mam takie podejrzenie, że Jarmusch sprawdzał, jak daleko może się posunąć.

10.
Bardzo poszukiwany człowiek – po stokroć tak. Wielki Philip Seymour Hoffman.

11.
Wielki Gatsby z 1974 – można dla Redforda i Mii Farrow.

12.
Lewiatan – rosyjska opowieść, ale zupełnie bez tego czegoś. Wątek uczuciowy niezrozumiały. Wódka puentuje wszystko. Ten film nawet nie jest ponury, jest nijaki. Jakim cudem konkurował z Idą?

13.
Sufrażystka – koniecznie. I piękna obsada.

14.
Kebab i horoskop – dziwny film, ale właśnie ta dziwność bardzo mi się podoba. I tempo i złote myśli.

15.
Sekrety i kłamstwa – takie filmy! Wspaniały, mądry i zagrany koncertowo.



wtorek, 1 listopada 2016


1.10.
Nie mogę pokonać przeziębienia. Zaczęłam pić na wzmocnienie napój rodem z Indii: wywar z korzenia imbiru (2 plasterki gotowane w niedużej ilości wody), pół łyżeczki kurkumy, łyżka miodu, odrobina pieprzu i sok z ćwiartki cytryny. Zobaczymy.

2.10.
W pracy, która jest moim hobby: jestem straszliwie zmęczona, ale wiem na pewno, że chcę tego –  jest jak powrót do korzeni.

3.10.
Czarny Protest – wszystkie w pracy ubrałyśmy się odpowiednio. Zosia pomaszerowała na czarno do szkoły. Nie trzeba się zastanawiać, co to da.

4.10.
Lublin nie mieści takiej liczby samochodów, jaka chce się po nim poruszać. Sytuacja patowa. Każdy musi trzymać kierownicę. Ja niestety też.

5.10.
Kiedy rano na UM a po południu tam, moje myśli są skoncentrowane wyłącznie na pracy. Jeszcze trochę potrwa, zanim poczuję się swobodnie. I jestem wyczerpana, jak bateria.

6.10.
„Zapłodnienie w wyniku gwałtu jest rzadkie, bo czynnik stresu temu nie sprzyja” wyjaśnił arcybiskup naukowiec amator Henryk żałosny Hoser w radio.

7.10.
Mam trzecią kontrolę zeszłorocznego projektu. Czy ktoś może mi wytłumaczyć o co chodzi z tymi kontrolami?

8.10.
Odpoczywam, sprzątam, gotuję, szukam prezentów w Internecie (paczka świąteczna jedzie w listopadzie).` Kocyk, herbatka.

9.10.
Mam 25 pszczół. Z powodu nagłego ich wymierania Greenpeace zorganizował akcję adopcji. Dowiedziałam się przy okazji, że w jednym ulu mieszka trzydzieści tysięcy pszczół, więc 25 to nie jest jakoś strasznie dużo, nie to, co 25 psów. Dowiedziałam się, że pszczoły muszą odwiedzić około 4, 5 miliona kwiatów akacji albo 20 milionów kwiatów koniczyny żeby zebrać nektar na 1 kilogram miodu. Te liczby.

10.10.
Umarł Andrzej Wajda. Dopiero był i już go nie ma. Przypominamy sobie filmy, które nakręcił, kawał historii, moje życie, życie moich rodziców. Ulubione Pan Tadeusz, Zemsta i Panny z wilka. Nie, Popiół i diament. Zbyszek Cybulski i Daniel Olbrychski.

11.10.
Kiedyś z przyjemnością czytałam książki Arturo Perez-Reverte. Teraz męczę jego powieść Mężczyzna, który tańczył tango. Szukam w niej tego, co sprawiało, że po nocach pochłaniałam: Szachownicę flamandzką, Klub Dumas, Terytorium Komanczów. Oblężenie. Starszy pan, opowiadający sobie w kółko ten sam erotyczny sen, wymieniane, przy dosłownie każdej okazji, nazwy ekskluzywnych firm od zegarków, butów, ubrań oraz powtarzane do obrzydzenia uwagi na temat starczych, pokrytych plamami dłoni. Opisy wystudiowanych min i gestów głównego, pożal się Boże, bohatera. Coś tam na końcu się działo, ale było już za późno. Bardzo mnie przygnębia, kiedy mistrz tak zniża.

12.10.
„Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię.” Jarosław Miłosierny

13.10.
Międzynarodowy dzień noszenia garnituru. No na mojej ulicy tego nie świętują.

14.10.
Spotkałam faceta i w sekundę tak niesamowita elektryczność powstała między nami, że zapomniałam o wszystkich argumentach przeciw związkom.
Ale nasz trwał tylko chwilę, za dwa dni wraca do pracy na południowy Pacyfik (?!) więc znów jestem wyzwoloną i niezależną.

15.10.
Pogoda jest złowieszcza. Wiatr huczy. Coś się tłucze. We mnie też.

16.10.
W pracy, która jest moim hobby, nowi ludzie. Promienieję dobrą energią. Są tacy, którzy trzymają się blisko i czerpią z niej, są też i tacy, którzy zamieniają ją w gówno. Ale to już nie jest moja sprawa.

17.10.
Cały dzień poświęciłam na przygotowanie ofert przetargowych. Kursy specjalizacyjne za pieniądze z UE. Konieczna biurokracja. Jestem pracownikiem administracji, ogarniam to. A już wieczorem jestem farmaceutą. Jestem też blogerką. Jestem kierowcą.
Jestem mamą. Jestem marzycielką.
Tak się widzę.

18.10.
Kiedy już ręce kompletnie opadają, wtedy otwieram sobie strony internetowe trzech księgarni i wybieram książki, pakuję do koszyków (oczywiście najtańsze opcje) i dokładam,  dokładam. Potem sprawdzam ile mam zapłacić i tutaj są trzy warianty: albo jeden kupuję, albo dwa, albo przenoszę wszystko do schowków. Pomaga.

19.10.
Moja znajoma zakochała się. Jest w tym zabawna i bezbronna. Wszystko się w niej śmieje i świeci. On jest daleko, co ma wiele zalet. Patrzę na nią i widzę wszystko. Piękna jest.
A ponieważ, jak mówiłam, on jest daleko a ona ma męża, niedługo wszystko opadnie. Kolory umrą i stanie się nudno.

20.10.
Odwiedziła mnie koleżanka z czasów Sanofi. Podczas rozmowy zdałam sobie sprawę z tego, że nie żałuję niczego, co straciłam rozstając się z firmą. Każdego dnia walczyłam ze sobą wychodząc z domu. Teraz kiedy to wspominam, czuję się wolna. 
Fajnie nam się wtedy rozmawiało nocami, w wielkich łóżkach dobrych hoteli, o naszych życiach, jakbyśmy były na Księżycu.

21.10.
Zosia interesuje się wszystkim, co związane jest z Irlandią i Celtami. Chociaż teraz wydaje mi się to oczywiste, wpadłam na pomysł, żeby poszukać wycieczki do Irlandii. Znalazłam…

22.10.
Pojechałam na zakupy do Plazy. Tak bardzo wyprowadziły mnie z równowagi, że postanowiłam korzystać już wyłącznie z Internetu. Umiem tam kupić wszystko, nie muszę cała zgrzana doświadczać rozczarowań w roztrzęsionym tłumie ludzi. Zostają tylko zakupy spożywcze. Te dam radę.

23.10.
Odbyłam bardzo wyczerpującą rozmowę na temat przyszłości Zosi. Chciałaby dzisiaj wiedzieć jakie wybrać studia – a nie jest pewna swojego pomysłu - czy się nadaje, czy znajdzie potem pracę, czy jej się to spodoba, czy się sprawdzi. Chciałaby też mieć pewność, że się tam dostanie. Nie jest łatwo pomóc, z jednej strony wspierać, z drugiej być głosem rozsądku, nie przeceniać, nie podcinać skrzydeł.

24.10.
Następna rewelacja. Jerzyk i Selene zaprosili Zosię do Londynu w przyszłym roku, na tydzień w wakacje. Miałaby mieszkać u Selene. Zosi w euforii, ja przerażona. Muszę sobie to wszystko ułożyć. Pozbierać się z tym. Na szczęście mam trochę czasu.

25.10.
Pan Waldemar przybył, złożył półkę i zamontował u Zosi, zawiesił obrazy, które blisko trzy lata stały oparte o ściany, przedłużając poczucie niedokończenia oraz poprawił zawieszenie karnisza, którego stan ostatnio zapowiadał rychłe zawalenie mi się na głowę. Jeszcze wróci.

26.10.
Muszę się przyznać, z przykrością, że nie podoba mi się większość książek, które czytam. Bardzo staram się wybierać je, tak jak filmy, nie przypadkowo. Teraz Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu. Sporo pisze o bieganiu maratonów, jakby ktoś był ciekawy.

27.10.
Oglądam z Zosią kultowe kino poprzedniego wieku: Nieoczekiwana zmiana miejsc, Gliniarz z Beverly Hills. Myślałam, że trzeba przez to przejść jak przez ospę wietrzną, ale nawet fajnie się ogląda, te skojarzenia…

28.10.
Ekshumacje.
Po co? Przeraża mnie, kiedy brakuje mi słów. W tym przypadku znów ich nie mam. A może jest tak, że sama ich nie chcę odnaleźć, ponieważ paraliżują mnie podejrzenia, które snują mi się po głowie.
Kiedy to przeczytałam, zdałam sobie sprawę, że użyłam słowa ekshumacje uznając, że wystarczy. Teraz może tak, ale niech będzie: ekshumacje ofiar katastrofy pod Smoleńskiem w 2010 roku.

29.10.
Nie jest odkryciem, że wiele spraw i rzeczy wydaje się znacznie ładniejszych i prostszych z daleka, a z bliska prawda okazuje się pospolita i nieciekawa. Jednak znalezienie się w takiej sytuacji praktycznie, jest znacznie bardziej przykre, niż tylko wiedza teoretyczna.

30.10.
Źle widzę. W normalnych okularach - fatalnie blisko, a w okularach do czytania – półtora metra i ślepa kura. Muszę przyzwyczaić się do zmieniania oprawek.

31.10.

Widziałam nareszcie wspaniały film: Sekrety i kłamstwa. Porusza ważne tematy, ale przedstawia w sposób prosty i wiarygodny. Zagrany z niezwykła czułością. Wspaniała Brenda Blethyn.


sobota, 15 października 2016


1.
Karbala – tak, koniecznie. Bartłomiej Topa.

2.
Połączenie – wciągający, ale pod koniec tak strasznie bredzili, że żal patrzeć. Halle Berry bardzo.

3.
Rozdział 27 – tak, Jared Leto.

4.
Nieracjonalny mężczyzna – nie lubię Allena i obejrzałam ten film wyłącznie dla Joaquina Phoenix i Emmy Stone. Film ma fabułę, którą mógłby napisać czternastolatek. Letnia zupina.

5.
Zjazd absolwentów – mocne, specyficzne, szwedzkie kino. Wyciąga z kolein.

6.
Wymyk – koniecznie. Fantastyczny Robert Więckiewicz.

7.
Barany. Islandzka opowieść – powalający film. Minimalizm bez możliwości oderwania się od ekranu.

8.
Wolność słowa – wydaje się trochę naciągany, ale to świetny film. I ostatecznie na faktach. Warto.

9.
Szalone serce – tak. A jak ktoś jest fanem country, to jeszcze bardziej tak.

10.
W głowie się nie mieści – tak!!

11.
Wziąć sobie żonę – podobnie jak „Viviane chce się rozwieść”, jest tak rzeczywisty i bezpretensjonalny, że kompletnie mnie zachwycił. Mówi całą prawdę o gównianym małżeństwie, o niewoli, o prawdziwym demolowaniu życia dzieci przez ich własnych rodziców.

12.
Carte Blanche – piękny Lublin. Chyra dobry. Kupa dłużyzn. Nie ma obowiązku oglądania.

13.
Tatarak – pani Janda pretensjonalna jak zawsze, pan Englert gra elegancko, wspaniałe zdjęcia. Film bardzo wsobny, wydaje się być stworzonym dla rodziny i najbliższych pani Jandy. Występuje w nim kompletnie niezrozumiałe połączenie fabuł, cały czas czymś razi. Koszmarny przerywnik w postaci nagłego przejścia z akcji filmu na plan zdjęciowy. 

14.
Dziewczynka z kotem – dla mnie to jest kompletne nieporozumienie.

15.

Phil Spector – Pacino i Mirren. Spodziewałam się czegoś znacznie ciekawszego. Albo chociaż ciekawego. Pani Mirren – blada, pan Pacino – klaun.

sobota, 1 października 2016

1.09.
Zawsze, kiedy moje dziecko idzie na rozpoczęcie roku do szkoły, zadaję sobie pytanie, jak było tamtego września, w 39 roku. I może to patetycznie brzmi, ale trudno, tak właśnie jest. I co rok dziękuję losowi, że ono może tam iść i narzekać na cały świat, na plan, na sprawdziany, na pana od matmy…

2.09.
Cały dzień programowania zajęć Zosi.
Melancholijne spotkanie.
Wciągająca biografia Chaplina.

3.09.
Dowiedziałam się z serwisu „Losy Ziemi”, że do 5 września jesteśmy w zasięgu silnej burzy magnetycznej na Słońcu, czego skutkiem są różne zjawiska na Ziemi, takie jak zakłócenia działania sprzętu elektronicznego czy zaburzenia samopoczucia i zachowania ludzi. I kogo to obchodzi.

4.09.
Zosia: Żal mi się ciebie troszeczkę zrobiło.
Ja: Kogo?
Zosia: Ciebie.
Ja: Siebie?
Zosia: Ciebie!
Ja: Mnie?

5.09.
Pan Waldemar dzisiaj: naprawił zepsute światło pod wiszącą szafką w kuchni (przez co działają WSZYSTKIE światełka), doprowadził do porządku plątaninę kabli (nieważne gdzie), ustawił drzwi u Zosi tak, żeby można było zamknąć je bezgłośnie, naprawił ruchomą szafkę pod jej łóżkiem, zdarł stary i położył nowy silikon wokół wanny, wykazał, dlaczego śmierdzi z pralki (ponieważ za wysoko jest odpływ i woda zalega w rurze), cdn.

6.09.
Wywiadówka. Ponieważ wychowawczyni Zosi ma dobrze poukładane w głowie i wie, po co jest w szkole, spotkania z nią to czysta przyjemność.

7.09.
Zaprowadziłam mój wiekowy (ale ulubiony) samochód do serwisu, w celu zlikwidowania łomotu zawieszenia oraz wymiany oleju. Na rachunku dostałam wymianę czterech filtrów, cztery filtry, olej, wymianę oleju, żarówkę oraz łącznik stabilizatora wraz z wymianą. Warto było – nie tłucze, nie śmierdzi. Nie powiem za ile, bo to drażliwe.

8.09.
Kupiłam półkę do pokoju Zosi, na książki. Półka całe 150 zł. Najpierw SMS, że przyszła. W sklepie do informacji, do kasy, do samochodu – na drugi parking do magazynu nr 1, oddać kwit panu i na koniec pan przywiózł wózkiem widłowym z szumem i terkotem paczkę na rampę, do mnie. Wzięłam ją pod pachę i zaniosłam do samochodu. Teraz czeka na pana Waldemara.

9.09.
Skąd jabłka do szarlotki. Czy krupnik czy ślimaczki. Czy kasza czy kluski kładzione. Oto są pytania.

10.09.
Uczę Azję jeździć samochodem. Za każdym razem wprowadza ją to w niepohamowany dygot i ślinotok. Robię krótkie wycieczki. Rita też tak miała, a potem leżała z tyłu na kanapie, brzuchem do góry.

11.09.
Na lotnisku upał tropikalny.
Przyleciał Jerzy - facet, z planami, oceną rzeczywistości, w której słuszność wierzy, pewny siebie, związany z dorosłą kobietą. To jest ten czas, kiedy moje zdanie nie waży tyle, co kiedyś. To jest czas, kiedy błędy idą już na jego konto.

12.09.
Miałam bardzo ważna rozmowę, zawodową. Otwiera się nowa perspektywa, bardzo zmieniająca codzienność. Zastanawiam się, czy jestem na to gotowa. Czy Zosia jest gotowa. Czy dam sobie radę. Gośka mi odradza. Muszę porozmawiać z tatą. Ale chyba i tak nie ma innego wyjścia, trzeba spróbować.

13.09. – 17.09.
Jerzyk, Selene, Zosia. Kolejna ciężka próba związana z nieustannym rozmawianiem po angielsku. Tematy życiowe, codzienne, międzynarodowe. Przeszłość i przyszłość. Jest dobrze, ale wyczerpująco.

18.09.-21.09.
Kompletna bezmyślność intelektualna, przeorganizowywanie się na jesień, Zosia chora, pytania bez odpowiedzi, tęsknota nie wiadomo za czym. Trochę za dużo, trochę za mało – mętlik, niepewność, niech to się skończy.

22.09.
Obejrzałam „Wymyk”. Nie będę pisała jaki jest wiarygodny albo świetnie zagrany. Trzeba go zobaczyć, nie ryzykuj straty.

23.09.
Wstałam z fotela i wyszłam do ludzi.

24.09.
Sezon na szarlotkę. Znowu upiekłam. To nie jest jakaś sprawa. Była mimo wszystko pyszna. Szarlotka i „Wzburzenie” Philipa Rotha.

25.09.
Cały dzień w pracy. Tak,  wiem, że jest niedziela. Cały dzień w pracy i czuję, że zachorowałam na koszmarną chorobę, czyli katar. Wiele się na to złożyło.

26.09.
Mimo całkowitego rozkładu z powodu kataru powlokłam się do pracy. Nic nie myślę, to chyba jasne.

27.09.
Moja córka przeszła szybki kurs pt. „Jesteś gospodarzem klasy, a nic nie jest na dzień chłopaka przygotowane” – na grupie w Internecie. Było ciężko, jednak przeszłyśmy od rezygnacji ze stanowiska do całkowitego panowania nad sytuacją.

28.09.
Siedzę sobie w domu, jest środa, ludzie w pracy, ja pod kocykiem, czuję się lepiej, piję herbatkę malinowo-żurawinową, czytam książkę, za pół godziny będę oglądać film, zasmarkanie ma swoje dobre strony.

29.09.
Były mąż potrafi wyprowadzić  z równowagi, chociaż pracuję nad tym z coraz większym sukcesem.
Rozmowa telefoniczna ma wiele zalet, między innymi taką, że jeżeli posiada się już wszystkie konieczne informacje i nie ma się ochoty na rozwijanie nie wnoszących niczego dobrego kwestii, można ją zakończyć jednym uprzejmym słowem i guzikiem.

30.09.
Nieprawdopodobny rejwach w pracy, lubię to. Zdobyłam płytę, na którą polowałam od wielu miesięcy: „Wszystko za życie” („Into the Wild”) Seana Penna. Zobaczymy, czy mnie rozczaruje czy zachwyci, ale przychodzi mi na myśl zupełnie przypadkowo wybrany film, który oglądałam niedawno, bez ostrzeżenia, żadnego przygotowania „Barany. Islandzka opowieść”. Film tak poruszający, że nie do zapomnienia. I takie filmy nadają sens oglądaniu całego badziewia. Nie poddam się, będę brnąć przez ulewę i śnieżycę w poszukiwaniu pereł.

czwartek, 15 września 2016


1.
Dyktator – arcydzieło. Nie wiem jakim to dzieje się cudem, ale filmy Chaplina się nie starzeją. Wszystko inne rozciąga się nudą w nieskończoność i zalatuje myszą, a on jest świeży jak sok pomarańczowy.

2.
Królowa ringu – nie! Meg Ryan podobno gra główną rolę. Nie wiem kto to jest ta laska, która się za nią podaje. Gdzie się podziała Meg Ryan?
„O mój Boże zeżarłaś królewnę?”

3.
500 dni miłości – są momenty, ale niekoniecznie.

4.
Priscilla, królowa pustyni – warto. Urzekające kostiumy, piękne zdjęcia.

5.
Surfer – To jeszcze nie ten Matthew i nie ten Woody. Nie oglądać, grozi urazem.

6.
Światła wielkiego miasta – arcydzieło. Uwielbiam ten film.

7.
Cyrk – można, ale nie tak dobry.

8.
Miłość w czasach zarazy – okropna nuda.

9.
Co jest grane, Davis? – tak, trochę inni bracia Coen.

10.
Światła rampy – tak, ale to już zupełnie inna historia.

11.
Foxcatcher – dobry, aktorzy świetni.

12.
Eichmann Show – tak.

13.
Obywatel roku – bardzo szybko kojarzy się z filmami braci Coen, dobra muzyka i zachęcający początek filmu, jednak później tylko krew się leje, bez klimatu.

14.
Zaklęte rewiry – znakomite polskie kino.

15.

Kryptonim U.N.C.L.E. – ledwo ujdzie. A może dlatego, że nie lubię Bondów i Pseudobondów.

czwartek, 1 września 2016


29.07.
Już podróż samolotem jest dla mnie sporym wydarzeniem, ponieważ mimo wiedzy, że miliony latają bezkolizyjnie, oraz własnego doświadczenia, instynkt nadal mnie ostrzega, że to coś nie tak. Najważniejsze jest jednak dzisiaj spotkanie z Jerzykiem i Selene, chociaż Londyn wdziera się bezpardonowo i próbuje zająć główne miejsce. Selene natychmiast łapie nasze fale, jakbyśmy znały się od lat.

30.07.
Londyn, Londyn, wczoraj 30 kilometrów, dzisiaj 25, czego te iphony nie potrafią sprawdzić. Bolą mnie stopy, ale nie myślę o tym. Chcemy jak najwięcej zobaczyć i poczuć. Na razie natłok wrażeń, wszystko ciekawe.
W „księgarni Jerzyka” Waterstones dziś w nocy odbywa się wielka inauguracja nowej części Harry Pottera. Jerzy pracował po południu przy organizacji imprezy, a późnym wieczorem i my pojechałyśmy na Piccadilly. Kolorowy, poprzebierany za postacie z powieści radosny tłum fanów.  
O północy gromkie Sto lat! dla Harry’ego z okazji urodzin i wręczanie książek każdemu cierpliwemu czytelnikowi.

31.07.
Tu jest bardzo zielono, wiele rozległych parków odświeża miasto. Na ulicach drzewa oliwne stoją
w wielkich donicach, a miłorzęby rosną, jak u nas lipy. To ten wspaniały klimat, brak mrozów.
Dzień w galeriach, które może pokazać tylko „miejscowy”; są zbyt małe, żeby o nich pisać
w przewodnikach. Zaskakujące rzeźby, obrazy, nie ma ludzi, można podziwiać w spokoju.
Selene w nocy poleciała do Rio fotografować sportowców na Igrzyskach olimpijskich. Po trzech dniach nieomal bez przerwy razem, bez niej Londyn nie będzie już ten sam.

1.08.
Wędrówki z Jerzykiem, dzisiaj śladami Sherlocka. Uważam, że teraz, bez wszystkich mniej lub bardziej związanych z nami osób, nasza trójka jest bytem idealnym. Z nikim nie porozumiewam się tak intuicyjnie. Greenwich, park, rozmowy.

2.08.
Sherlock Holmes Museum. British Museum. Kiedy już nie mogę iść, siadam, a potem znowu idę dalej. Moje ulubione miejsce to fotele w „księgarni Jerzyka”. Sześć pięter cichej, przyjaznej przestrzeni, gdzie można rozsiąść się wygodnie (zdrzemnąć) albo czytać. Ja oglądałam albumy dotyczące fotografii. Znaczna część jednego piętra to rajski ogród z albumami; malarstwo, architektura, ogród, artyści, style i fotografia - crème de la crème.

3.08.
Kew Gardens, po metrze, najbardziej mnie zachwyca. Szczególnie część parkowa, gdzie na rozległym trawniku rosną ogromne drzewa. Zwykle żyją na mniejszej powierzchni, wśród innych roślin, są bardziej smukłe i mniej okazałe. Tutaj rozkładają swoje korony jak damy wielkie balowe suknie.
Tate Modern nie do zapomnienia. Moje dzieci i sztuka nowoczesna, nie da się zachować powagi.

4.08.
Zosia przeciągnęła mnie przez całe Muzeum Historii Naturalnej, niekiedy wracając w te same miejsca, żeby zobaczyć coś jeszcze raz. Przeleżałam potem w Waterstones dwie godziny na kanapie. Obie nie miałyśmy już siły, więc już  z Jerzykiem wsiedliśmy w pierwszy autobus i dojechaliśmy nieoczekiwanie na Abbey Road. Moje uczucie do tego miasta, poza całą jego skomplikowaną urodą, podsyca nieustanne kojarzenie nazw ulic, dzielnic, widoków z literaturą, filmem i muzyką. Jakbym spotykała znajomych z różnych okresów swojego  życia. Szekspir, Arthur Conan Doyle, Herbert George Wells, Agatha Christie, Charles Dickens, John Galsworthy. Sherlock, Bond, Soames Forsyte, Paddington, Mary Poppins, Harry Potter, Sweeney Todd. The Beatles, Coldplay. Londyn nieustannie jako tło historyczne, jako źródło. Muzyka jest w sklepach, restauracjach, pubach, w metrze na saksofonie ktoś grał Billie Jean, innym razem kobieta śpiewała jak Amy.

5.08.
Dzień rozstania. Zawsze trochę smutny. Jerzyk zostaje sam. Może i dobrze, weźmie się spokojnie do pracy magisterskiej.

6.08.
Uważam metro za dowód konstrukcyjnego geniuszu człowieka, podobnie jak mosty. Jak loty w kosmos, albo inżynieria genetyczna. Ktoś wziął na siebie odpowiedzialność za to, że pod miastem, pod rzeką, wykopie sieć tuneli i połączeń między nimi, po których z ogromną prędkością popędzą pociągi wzbudzając oszałamiający, gorący wiatr, rozwiewający wszystkim włosy na peronie i nic się nie stanie. Ktoś obliczył, zaufał temu, wziął łopatę i poszedł kopać. A teraz miliony ludzi bez najmniejszej refleksji, bez lęku wlewają się tam i wylewają każdego dnia i nocy, kompletnie nie doceniając swojego niezwykłego szczęścia.

7.08.
Ogromna już nie liczba, a ilość ludzi, żyje w Londynie. Jest sunącą, drgającą przy skrzyżowaniach, przenikającą się, prącą do przodu albo zmuszaną do ruchu, masą cząstek. Nieszczęścia są w tej masie jak wyrwy, natychmiast wyrównywane sunącą lawą. Pięć osób, dziesięć osób, dwadzieścia, sto, tysiąc. Garść fasolek w fasolowym morzu. Ale każda z nich ma oczywiście swoje odrębne życie, przekonanie o indywidualności, poczucie sprawczości.

8.08.
Brexit to tylko jakaś tam nierówność, turbulencja. Londyn strawi i to. Odwiedziłam go w dobrym momencie mojego życia. Jest jak trudna miłość, warta wysiłku.

9.08.
Zośka w nowych okularach. Patrzy w lustro, ogląda, myśli, kwituje „Pasują mi do tapety w telefonie.”

10.08.
Philip Roth – Everyman: „może chciał przez malowanie uciec od świadomości, że człowiek rodzi się do życia, a w zamian umiera”.

11.08.
Zosia pojechała do Kudowy Zdroju z ojcem i znajomymi. Zostałyśmy same z Azją. Sierpień w mieście, romantycznie, o poranku melancholijne mgły jesieni na horyzoncie. I Trouble Coldplay.

12.08.
„Dobry nurek to i po miesiącu wypłynie.”

13.08.
„Babel”, Iñárritu. Wydawało mi się, że wiem czego się spodziewać po obejrzeniu Amores perros i 21 gramów, ale film znowu mnie zaskoczył, znalazły się w nim sceny, jakich nie oczekiwałam już w kinie. Poruszające do samego spodu. Emocje są wszędzie podobne, niezależnie od kultury, czasów i żyją własnym życiem, nawet przeciwko nam. Myślimy naiwnie, że tylko my tak intensywne odczuwamy ból czy miłość, nie zauważając, że uczucia są jak woda– jeden obieg. A nic nowego już nie będzie, wszystko się stało i tylko powtarza się, zabierając nam spokój.  Ale z drugiej strony, czy cenimy spokój.

14.08.
Pół dnia szykowania wymyślnego obiadu, pół dnia rozmów z rodzicami, z Jerzykiem. Jestem wyczerpana.

15.08.
Wolne. Książki. Filmy. Powtórka „Odrobiny chaosu”, którego nie mogę nie obejrzeć, jak już trafię. To jest terapia i profilaktyka dla mojej duszy. Przyjechała paczka z Londynu pełna ubrań i innych klamotów. Ale też dwa piękne albumy: Marilyn Monroe Metamorphosis i Hollywood Dogs. Jerzyk dorzucił London pride, nasze nowo polubione piwo.
Wróciła Zosia, zadowolona. Ale też zadowolona, że wróciła.

16.08.
Chciałam o pracy napisać, czy o czymś innym, ale muszę o „Braciach”. Zagrany bez jednej fałszywej nuty (Maguire, Gyllenhaal, Portman oraz wspaniała Madison jako starsza córka). Pokazuje krok po kroku proces obumierania. Ja wiem jak to jest i mogę śmiało napisać, że zostało oddane samo sedno. Znakomity film, obowiązkowy.

17.08.
Szalone zakupy w Zalando, wyrzuty sumienia łagodzone tym, że głównie dla Zosi i Jerzyka, oraz poczuciem bezpieczeństwa, bo przecież w każdej chwili można dokonać zwrotu.

18.08.
Praca, wizyta u ortodonty Zosi, zakupy, jedzenie i film. Bardzo piękny film o miłości, żadna tam romantyczna komedia. Znowu los, przypadek, chwila, z której potem czerpiemy wspomnienia, te dobre (Francuska suita).

19.08.
Czeka mnie wizyta u okulisty, coraz gorzej widzę.
Czeka mnie wizyta u ginekologa, strasznie dawno już nie robiłam cytologii.
Czeka mnie wizyta u onkologa, powinnam być na kontroli w lipcu.
Czeka mnie starość i śmierć.

20.08.
Ktoś zapytał, jak mi jest. Pod warstwami ochronnymi, gdzie musiałam się schować, latami doświadczeń, zwłaszcza gatunkowo cięższymi, udawaniem, bez którego nie da się żyć, ale z dziećmi, psami, książkami i filmami jest mi dobrze. Nie walczę ze sobą.

21.08.
Porywisty wiatr, nagłe chmury, zwaliste i ponure. Czuję jak mnie otacza i wciąga nieuchronnie fala smutku. A na smutek najlepszy jest Charlie Chaplin. Sprawdził się i tym razem.

22.08.
Poniedziałek. Kupiłam torebkę. Torebka jest dobra na wszystko. Stoi sobie i kwitnie.

23.08.
Tolerancja na narzucanie mi zdania spadła do zera. Także na apodyktyczne opinie. Na wszystkowiedzę. Na nieuzasadnioną pewność siebie. Na uzasadnioną nadmierną pewność siebie.

24.08.
Liczba ofiar trzęsienia ziemi we Włoszech rośnie z godziny na godzinę. Patrzę na zdjęcia i amatorskie filmy ze zniszczonych miejsc. Ich cichy obraz z lotu ptaka, scenografię dramatu, nieodwracalny koniec. Było i nie ma, królestwo entropii. A wielu tych, co przeżyli, umarło.

25.08.
Można poznać kogoś i nie zwrócić uwagi, przejść nad tym. A można zostać nowym poznaniem poruszonym i czuć prostą radość porozumienia.

26.08.
Ostatnie dni są pełne skomplikowanych emocji. W takiej sytuacji idę do przyjaciela. Mój jest kobietą: mądrą, wyrozumiałą, ale sprawiedliwą, która słucha, rozumie i szanuje. Praktycznie niemożliwe, a jednak.

27.08.
W moim mieszkaniu lista drobnych usterek, a w moim telefonie numer do pana Waldemara. Pan Waldemar jest antidotum na techniczne kłopoty. W kwestii zepsutej spłuczki (pływak, zawór spłukujący J), niedomykającego się okna, byle jak podłączonego oświetlenia w kuchni. Przywraca spokój ducha i ład we wszechświecie.

28.08.
Obiad w Patataj. Niedziela. Przepiękny, gorący dzień, niebo bezchmurne, leniwie brzęczą owady (w bezpiecznej odległości), kogut pieje, dobre jedzenie, dobre wiadomości (wyniki Zosi idealne), nikt się nie spieszy, wszyscy w dobrych humorach, wszelkie inne, chętne do zakłócenia spokoju sprawki upchnięte w skrzyni, której wieko zatrzaśnięte, a klucz wyrzucony.

29.08.
Czy ktoś pamięta, że kilka dni temu zginęło ponad trzysta osób, a kilkaset zostało rannych? Nie ma tu mądrej refleksji, wszystkie są bezduszne i egoistyczne.

30.08.
Nowe zajęcia plastyczne Zosi. Dużo profesjonalnej wiedzy, technik. Chciałabym, żeby korzystała jak najwięcej. Mimo tego, przechodzi obok wielu rzeczy, zupełnie ich nie dostrzegając. Nie można wszystkiego. I właściwie skąd pewność, że moje widzenie jest dla niej wystarczające. A ona zapewne odkryje to, czego ja nigdy nie poznałam. Tyle trzeba pokory.

31.08.
W osiedlowym zieleniaku:
- Ile ten kalafior?
- Pięć złoty.
- Silwuple.
- Mersi. Myśli pan, że ja nie wiem co pan do mnie mówi?! (hau hau hau!)
- Kobieto! Przecież ja nic takiego nie powiedziałem!