1.09.
Zawsze,
kiedy moje dziecko idzie na rozpoczęcie roku do szkoły, zadaję sobie pytanie,
jak było tamtego września, w 39 roku. I może to patetycznie brzmi, ale trudno,
tak właśnie jest. I co rok dziękuję losowi, że ono może tam iść i narzekać na
cały świat, na plan, na sprawdziany, na pana od matmy…
2.09.
Cały
dzień programowania zajęć Zosi.
Melancholijne
spotkanie.
Wciągająca
biografia Chaplina.
3.09.
Dowiedziałam
się z serwisu „Losy Ziemi”, że do 5 września jesteśmy w zasięgu silnej burzy
magnetycznej na Słońcu, czego skutkiem są różne zjawiska na Ziemi, takie jak
zakłócenia działania sprzętu elektronicznego czy zaburzenia samopoczucia i
zachowania ludzi. I kogo to obchodzi.
4.09.
Zosia:
Żal mi się ciebie troszeczkę zrobiło.
Ja:
Kogo?
Zosia:
Ciebie.
Ja:
Siebie?
Zosia:
Ciebie!
Ja: Mnie?
5.09.
Pan
Waldemar dzisiaj: naprawił zepsute światło pod wiszącą szafką w kuchni (przez
co działają WSZYSTKIE światełka), doprowadził do porządku plątaninę kabli
(nieważne gdzie), ustawił drzwi u Zosi tak, żeby można było zamknąć je
bezgłośnie, naprawił ruchomą szafkę pod jej łóżkiem, zdarł stary i położył nowy
silikon wokół wanny, wykazał, dlaczego śmierdzi z pralki (ponieważ za wysoko jest
odpływ i woda zalega w rurze), cdn.
6.09.
Wywiadówka. Ponieważ
wychowawczyni Zosi ma dobrze poukładane w głowie i wie, po co jest w szkole,
spotkania z nią to czysta przyjemność.
7.09.
Zaprowadziłam mój wiekowy
(ale ulubiony) samochód do serwisu, w celu zlikwidowania łomotu zawieszenia
oraz wymiany oleju. Na rachunku dostałam wymianę czterech filtrów, cztery filtry,
olej, wymianę oleju, żarówkę oraz łącznik stabilizatora wraz z wymianą. Warto
było – nie tłucze, nie śmierdzi. Nie powiem za ile, bo to drażliwe.
8.09.
Kupiłam półkę do pokoju
Zosi, na książki. Półka całe 150 zł. Najpierw SMS, że przyszła. W sklepie do
informacji, do kasy, do samochodu – na drugi parking do magazynu nr 1, oddać
kwit panu i na koniec pan przywiózł wózkiem widłowym z szumem i terkotem paczkę
na rampę, do mnie. Wzięłam ją pod pachę i zaniosłam do samochodu. Teraz czeka
na pana Waldemara.
9.09.
Skąd
jabłka do szarlotki. Czy krupnik czy ślimaczki. Czy kasza czy kluski kładzione.
Oto są pytania.
10.09.
Uczę
Azję jeździć samochodem. Za każdym razem wprowadza ją to w niepohamowany dygot
i ślinotok. Robię krótkie wycieczki. Rita też tak miała, a potem leżała z tyłu
na kanapie, brzuchem do góry.
11.09.
Na
lotnisku upał tropikalny.
Przyleciał
Jerzy - facet, z planami, oceną rzeczywistości, w której słuszność wierzy,
pewny siebie, związany z dorosłą kobietą. To jest ten czas, kiedy moje zdanie
nie waży tyle, co kiedyś. To jest czas, kiedy błędy idą już na jego konto.
12.09.
Miałam
bardzo ważna rozmowę, zawodową. Otwiera się nowa perspektywa, bardzo
zmieniająca codzienność. Zastanawiam się, czy jestem na to gotowa. Czy Zosia
jest gotowa. Czy dam sobie radę. Gośka mi odradza. Muszę porozmawiać z tatą. Ale
chyba i tak nie ma innego wyjścia, trzeba spróbować.
Jerzyk,
Selene, Zosia. Kolejna ciężka próba związana z nieustannym rozmawianiem po
angielsku. Tematy życiowe, codzienne, międzynarodowe. Przeszłość i przyszłość. Jest
dobrze, ale wyczerpująco.
18.09.-21.09.
Kompletna
bezmyślność intelektualna, przeorganizowywanie się na jesień, Zosia chora,
pytania bez odpowiedzi, tęsknota nie wiadomo za czym. Trochę za dużo, trochę za
mało – mętlik, niepewność, niech to się skończy.
22.09.
Obejrzałam
„Wymyk”. Nie będę pisała jaki jest wiarygodny albo świetnie zagrany. Trzeba go
zobaczyć, nie ryzykuj straty.
23.09.
Wstałam
z fotela i wyszłam do ludzi.
24.09.
Sezon
na szarlotkę. Znowu upiekłam. To nie jest jakaś sprawa. Była mimo wszystko pyszna.
Szarlotka i „Wzburzenie” Philipa Rotha.
25.09.
Cały
dzień w pracy. Tak, wiem, że jest
niedziela. Cały dzień w pracy i czuję, że zachorowałam na koszmarną chorobę,
czyli katar. Wiele się na to złożyło.
26.09.
Mimo
całkowitego rozkładu z powodu kataru powlokłam się do pracy. Nic nie myślę, to
chyba jasne.
27.09.
Moja
córka przeszła szybki kurs pt. „Jesteś gospodarzem klasy, a nic nie jest na
dzień chłopaka przygotowane” – na grupie w Internecie. Było ciężko, jednak
przeszłyśmy od rezygnacji ze stanowiska do całkowitego panowania nad sytuacją.
28.09.
Siedzę
sobie w domu, jest środa, ludzie w pracy, ja pod kocykiem, czuję się lepiej,
piję herbatkę malinowo-żurawinową, czytam książkę, za pół godziny będę oglądać
film, zasmarkanie ma swoje dobre strony.
29.09.
Były
mąż potrafi wyprowadzić z równowagi,
chociaż pracuję nad tym z coraz większym sukcesem.
Rozmowa
telefoniczna ma wiele zalet, między innymi taką, że jeżeli posiada się już
wszystkie konieczne informacje i nie ma się ochoty na rozwijanie nie wnoszących
niczego dobrego kwestii, można ją zakończyć jednym uprzejmym słowem i guzikiem.
30.09.
Nieprawdopodobny
rejwach w pracy, lubię to. Zdobyłam płytę, na którą polowałam od wielu
miesięcy: „Wszystko za życie” („Into the Wild”) Seana Penna. Zobaczymy, czy
mnie rozczaruje czy zachwyci, ale przychodzi mi na myśl zupełnie przypadkowo
wybrany film, który oglądałam niedawno, bez ostrzeżenia, żadnego przygotowania
„Barany. Islandzka opowieść”. Film tak poruszający, że nie do zapomnienia. I
takie filmy nadają sens oglądaniu całego badziewia. Nie poddam się, będę brnąć
przez ulewę i śnieżycę w poszukiwaniu pereł.