01.07.
Międzynarodowy
Dzień Psa.
Nie
wyobrażam sobie dnia bez psa.
02.07.
Powoli
zabieram się do myślenia o wyjeździe.
Nie lubię
tych kilku dni przed podróżą. Ale kiedy już ruszymy! - koniec z nudnymi
wpisami.
03.07.
Jutro będzie wiadomo, czy Zosia dostała
się do Staszica. Jeżeli dostanie się, czeka ją nowa szkoła, o której wprawdzie
marzy, jednak te marzenia mogą okazać się kupką roztrzęsienia. (Obym się myliła).
Jeśli się nie dostanie, to prawdopodobnie będzie w swoim starym gimnazjum,
które przekształciło się w XXX LO i chociaż mnie to nie martwi, dla niej może
okazać się porażką. Z drugiej strony, z całą pewnością będzie jej łatwiej. O
Staszicu mówią, że szóstkowe dzieci spadają na dwóje i tróje, co nie jest
przyjemne, zwłaszcza w okolicznościach, gdy wszystko nowe. Dla jej zdrowia to
niekorzystne. Niedostanie się też byłoby niekorzystne dla jej zdrowia. Która
opcja jest lepsza? Która się okaże? Komputer już wie, zimny drań.
Dzisiaj nerwowe oczekiwanie i
nieświadomość pełna nadziei.
04.07.
Długa podróż do Gdańska blednie przy
dzikiej radości Zosi - dostała się do Stasia!
A Gdańsk piękny jak zawsze, Neptun, Długi
Targ, turyści, ale niezbyt wielu.
Uroczy Kobza Haus na Wyspie Spichrzów.
05.07.
W Muzeum Narodowym pustawo. Przyszłyśmy
zobaczyć Sąd Ostateczny Hansa Memlinga. Zosia pisała o nim pracę w szkole. Jest
niesamowity i znacznie większy niż sądziła (ja nie miałam zdania). Wysłuchałam
wyczerpującego i bardzo interesującego wykładu na temat.
Podziwiałyśmy żaglowiec, którym mamy płynąć
jutro. Majestatyczny. Inne żaglowce. Słońce
i rzeczywistość nierzeczywistą.
i rzeczywistość nierzeczywistą.
06.07.
Znowu muzeum. Wielu grzecznych
cudzoziemców. Stare mury szerokiej wieży, bursztyn prawdziwie piękny w
nowoczesnej, luksusowej wersji.
Ale to Europejskie Centrum Solidarności
zrobiło na mnie największe wrażenie, chociaż miało przede wszystkim zrobić na
Zosi. Wprost przedstawione wydarzenia, historia, którą przecież bardzo dobrze
znam. Wiele młodych osób w skupieniu słuchających przewodnika w słuchawkach. A
ten przewodnik naprawdę dobry. Nie widziałam ciekawszej wystawy, najlepsza
wersja multimedialnej nowoczesności.
Parada rekonstruktorów bitew, szłyśmy
razem z nimi przez miasto.
I w końcu rejs. Początkowo nie miał wiele
wspólnego z romantyzmem, przestrzenią i wiatrem.
Bo wiatr wiał jak cholera, kanałami nawet
najpiękniejsze żaglowce pływają na silniku i plątało się po pokładzie mnóstwo turystów,
którzy na szczęście, po pierwszym zachwycie trochę się uspokoili i przycichli.
Dopiero na wodach Zatoki Holendrzy
uwolnili żagle…
07.07.
Siedziałyśmy długo w kawiarni na Długiej.
Nad kawą i lemoniadą. Lodami i jogurtem.
Później pojechałyśmy obejrzeć rekonstrukcję
bitwy morskiej ze Szwedami (1628) o Twierdzę Wisłoujście. Artyści, pasjonaci,
marzyciele, prawdziwy huk, dym i wrzawa.
I ledwie zdążyłyśmy na Zakochanego
Szekspira do teatru. Sztuka zabawna a teatr niezwykły.
„Zapraszamy do jedynego na świecie teatru z otwieranym dachem,
którego otwarcie zajmuje zaledwie 3 minuty! Budynek, uznawany za jedno z
największych dzieł architektury ostatnich lat, pokryty jest 1 200 000
antracytowych cegieł i ceglanej kostki brukowej, a jego drewniane wnętrze
przenosi widzów do czasów Szekspira. Jako jedyny teatr w Polsce wystawia
spektakle na scenie elżbietańskiej.” - ze strony Teatru Szekspirowskiego.
Zjadłyśmy najlepszą kolację w Machina
Eats&Beats na Chlebnickiej.
08.07.
Cywilizacyjny szok po przesiadce z
Pendolino do TLK Ogiński. Nie czepiam się, ale było ze 30 stopni bez
burżujskiej klimatyzacji. Pasażerowie do ostatniego miejsca. Przystanek na
każdej stacji. W Łukowie 20 minut.
09.07.
Pozapominałam o różnych ważnych sprawach
i trzeba było szybko wszystko nadgonić. Wrócić.
10.07.
My tutaj pitu pitu a okazuje się, że ten
obóz Zosi to jest grubsza sprawa. Egzamin na sternika jachtowego podobny do
tego na prawo jazdy. Czym prędzej kupiłam podręcznik. Na szczęście wszystko, co
z jakąkolwiek nauką jest związane, Zosi się podoba (jeszcze).
11.07.
Gra towarzyska „Tajemnicze domostwo”, pierwszy
raz grałam w zespole - wygrywają wszyscy albo wszyscy przegrywają, nie mogliśmy
się oderwać. Ile ludzie mają pomysłów, wyobraźni. Nie znoszę nadużywanego słowa
„kreatywny”, ale tutaj idealnie pasuje.
A przy okazji, bardziej niż „kreatywny”
przeszkadza mi wyraz „witam”, którym, mimo licznych negatywnych opinii i
komentarzy, posługują się nagminnie osoby piszące e-maile.
12.07.
Zawsze pełno było absurdów, ale taka
kumulacja? Dzień świra.
13.07.
Planowanie urządzenia pokoju Zosi, żeby
na nową szkołę miała nowe graty. Ikea to największy przyjaciel prostych i
tanich przeobrażeń.
Tanich?
Tanich?
14.07.
W pracy cały dzień. Nikt mnie nie
zaskoczył. Żadnych niespodzianek. Ale wczoraj zaczęłam czytać „Tekst” Dmitrija
Głuchowskiego. Wielbię jego styl. Wyobraźnię. Świat.
Przeglądam Fb; dziadek Bryan Adams,
dziadki z AHA, dziadek Sting, ale to przecież jest skutek moich polubień. Co za
ulga…
15.07.
Dzień z osobą, z którą zawsze spotykam
się, jakbyśmy widziały się wczoraj. Szczęście mieć kogoś takiego. Życie nasze
bardzo bliskie, tyle już lat.
16.07.
Ukazała się lista podręczników do szkoły.
Kiedyś szło się do trzech księgarni na krzyż dystrybuujących podręczniki z
przydziału, brało się w siatę i do domu. A teraz pół dnia sprawdzałam w
Internecie gdzie kupię za jednym razem jak najwięcej woluminów, jednocześnie
nie płacąc fortuny. I żeby jeszcze wszystko się zgadzało. Tytułów nie kończące
się strony, wydawnictwa, serie, daty wydania a okładki podobne. A nawet jeśli
wygląd wydaje się taki sam i cała reszta, to jakąś naklejkę przykleją i już
nowy byt. Ceny mogą się różnić o 50 procent, nie wspomnę o egzemplarzach używanych.
Więc dumna jestem z siebie, kupiłam 14 podręczników u dwóch sprzedawców tylko!
17.07.
No i zdjęcia okazały się nieprawdziwe, a
nawet opisy. Ale! Ku mojemu zdumieniu zakupów, które już dotarły, dokonałam w
lubelskim antykwariacie. I co więcej, udało się wymienić polubownie na znacznie
ładniejsze egzemplarze.
18.07.
Jakże można zsynchronizować się z kimś
tak, żeby bezkolizyjnie odbywać codzienność. Niemożliwe. Przy takiej czułości
neuronów – niemożliwe. Zazdroszczę ludziom, których nie boli obecność, nie
dotyka ułomność relacji. Dziwne, że jednocześnie zawodowo odczuwam empatię i
wyrozumiałość.
19.07.
„Samotność to poczucie braku odpowiedzi.”
Jerzy Kopania Samotność
metafizyczna
Zeszyty naukowe Centrum Badań im. Edyty Stein – Wobec samotności; numer
12; Poznań 2014
„Filozofia pojawiła się w momencie, w
którym człowiek uświadomił sobie samego siebie. To dopiero umożliwiło mu
uświadomienie sobie, że oprócz niego istnieje coś, co nim nie jest, co
pozostaje względem niego inne, zewnętrzne.
Najpierw człowiek zadziwił się sobą, a dopiero później mógł doznawać zdziwień,
postrzegając zjawiska przyrody.”
Ibid.
20.07.
Pogrzeb starszego pana.
Ksiądz: „Ale jest ktoś, kto cieszy się ze śmierci pana Władysława –
pauza - jego żona, którą pożegnaliśmy w zeszłym roku. Dlatego mniej boli ból,
który powinien boleć.”
Próbowałam to zrozumieć.
Artur Schopenhauer napisał:
„Sceny naszego życia podobne są do obrazków w masywnej mozaice, które
z bliska nie robią wrażenia; trzeba stanąć od nich z dala, aby ocenić ich
piękno… Rzeczy teraźniejsze natomiast przyjmujemy w poczuciu tymczasowości,
uważając je za nic innego, jak tylko drogę do celu. Dlatego to ludzie,
spoglądając u kresu swych dni wstecz, stwierdzają zazwyczaj, że całe ich życie
upłynęło pod znakiem „ad interim”, i ze zdziwieniem widzą, iż to, co na ich
oczach przechodziło tak niedocenione i mdłe, stanowiło właśnie ich życie… i tak
z reguły przebiega ludzkie życie – człowiek, mamiony nadzieją, pląsa wprost w
objęcia śmierci.”
21.07.
Kończę czytać najlepszą książkę.
„Tekst” Dmitrija Głuchowskiego.
Naprawdę.
Uważam, że najtrudniejszymi relacjami w życiu są matki, ojca z
dzieckiem, i w drugą stronę. Oznacza to, że mamy co najmniej dwa ultra
delikatne związki w życiu. Plus każde własne dziecko. Związki przerastające
wszystkie sfery naszego życia. Nawet wtedy, gdy rodzic wcześnie umiera, albo
odchodzi. Powiązane delikatnie i niezwykle czułe na emocjonalne fałszerstwa.
Wymagające, wręcz bezwzględne. Nie liczące się z rzeczowymi argumentami,
logiką. Nie da się od nich uciec. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że
niczego nie odkrywam. Ja to sobie po prostu uświadamiam.
22.07.
Zosia pojechała na obóz żeglarski.
Jest niedziela, upalna, słoneczna. Wyszłyśmy z Azją na spacer i do
cukierni. Na osiedlu pusto i cicho. Rozgrzany chodnik, miękki asfalt. Bzyczą
jakieś owady, pachnie trawa, zawsze tak samo w lipcowe, wakacyjne niedziele.
23.07.
„Bo to nie to samo żyć, a wiedzieć o tym.”
Wiesław Myśliwski Ostatnie rozdanie
24.07.
Zosia przeżywa ciężkie chwile – pierwsze godziny na żaglówce, wszystko
spada naraz.
Mam nadzieję, że z każdym dniem będzie lepiej.
25.07.
„Tym nieustającym lękiem napawa nas to, że jesteśmy, a nie jesteśmy w
stanie sprostać temu, że jesteśmy. Wielkie to brzemię sam dla siebie człowiek.”
Wiesław Myśliwski Ostatnie rozdanie
Kupiłam nową książkę o filozofii, książkę o psach i o żaglówkach, jakbym
nie miała co czytać.
26.07.
Zosia jest bardzo zmęczona na obozie. Może to zbyt
Wszystkiego za dużo
I teraz czy jestem nadopiekuńcza
Czy to tylko życie
Każdy jest jakoś za
27.07.
Mama po operacji. W ogóle nie chciała się obudzić. A wiadomości są
dobre.
To zaćmienie trwa i trwa.
22.21 - Księżyc jest maksymalne
zasłonięty Ziemią a ja siedzę sobie na balkonie i mam jak na dłoni, nad lasem,
wszystkie te zebrane w kulkę zachody Słońca. Mars świeci jasno jak latarnia,
wiele jaśniej niż Księżyc.
Widzialna nasza maleńkość.
Zauroczona pokornie
28.07.
Sobota i niedziela, niedziela i sobota w pracy.
A w pracy klimatyzacja
A na dworze tropikalny upał
29.07.
Jestem zmęczona.
30.07.
Uważam że świat oszalał. Naprawdę, wystarczy włączyć jakieś media.
Brakuje marginesu na zdziwienie. Może już trzeba zacząć się bać.
31.07.
Kompletna demolka w pokoju Zosi, Jerzy rozkręcił wszystkie meble,
powoli wyjeżdżają z mieszkania. Będą nowiusieńkie, pachnące fabryką.
Jerzy jest mistrzem układania, dopasowywania, kompresji. Najpierw robi
wielki bałagan a potem staje się porządek i (trochę) inne życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz