niedziela, 1 stycznia 2017


1.12.
Śnieg wszędzie.

2.12.
Jechałam do pracy trolejbusem i przypomniały mi się czasy, kiedy ciągle komunikacją miejską przemierzałam trasę z domu do szkoły i z powrotem. I wspominałam nas, mój przyjacielu, o czym teraz myślisz, Piotrze W.?
Mammografia, już nie taka straszna, bo druga, ale nieprzyjemna.

3.12.
Powolna sobota, ze spokojnymi zakupami, flegmatycznym gotowaniem, prasowaniem z przerwami na kawkę, film i winko.

4.12.
Patrzę jak tutaj wszystko się stacza i wycofuję się, nie mogę znieść informacyjnych programów, to jest obłęd i już nie wyobrażam sobie, czy można się jeszcze dalej posunąć, a wiem, że jutro się okaże, że można.

5.12.
Oda dla Jarosława Kaczyńskiego.
Poszukajcie, na pewno znajdziecie.
Od rana wszystko mnie boli, to znaczy każda kość, mięsień, przenikają mnie niewidzialne, niespodziewane igły. Jest mi zimno, a ciepła woda okropnie parzy. Oczywiście boli mnie też brzuch. Ibuprofen pomaga na trochę. Miałam już takie napadu bólu, które trwały trzy dni, ale raczej zdarzały się w lecie, podczas upałów. Ten jest wyjątkowo silny.

6.12.
Chyba umrę z bólu. W pracy umierałam.
No, ale ostatecznie - nie umarłam.

7.12.
Jakąś grypę mam, całkiem prawdziwą. Leżę pod kocem i się trzęsę, leki przeciwbólowe i pseudoefedryna. Idę na L4.
Co ma dobre strony, ponieważ mogę filmy oglądać, choćby jednym okiem.

8.12.
Dalej czuję się paskudnie. Musiałam zrobić zakupy i zawieźć zwolnienie. Rano było grube szkło na ulicach i chodnikach, do pozostałych zmartwień jeszcze i to jedno, żeby gdzieś nie pakować się, niechcący.

9.12.
A potem czytam pana Turnaua, który cytuje Dante Alighieriego: „Najbardziej gorące miejsce w piekle jest zarezerwowane dla tych, którzy w okresie kryzysu moralnego zachowują swą neutralność.” Jakie to jest trudne.
P.S. Właśnie się dowiedziałam jak został Turnau potraktowany. Widać jak można, to trzeba przywalić, nie zwlekać.

10.12.
Słucham, czytam o reformie edukacji, likwidacji gimnazjów i egoistycznie cieszę się, że Zosia załapała się na „starą” wersję programu. Z dnia na dzień wypływają coraz bardziej absurdalne pomysły (fizyka posługująca się pojęciami matematycznymi, których dzieci jeszcze nie znają, usunięcie biologii ewolucyjnej, lektury) i coraz smutniejsze to.

11.12.
Obejrzałam francuski film, i abstrahując od jego nędznego poziomu, zdałam sobie sprawę, że nie znoszę pewnego typu zachowań kobiet. Trudno je opisać, chodzi mi o specyficzny naturalizm, brak tabu. Tacy są ludzie z północy, podobnie grają niektóre aktorki teatralne (nie aktorzy) i tak właśnie zachowują się Francuzki. To jest kwestia zapewne osobistej wolności czy swobody obyczajowej, ale ja w tym widzę tylko fizjologię i kompletny brak tajemnicy.

12.12.
Scena w filmie: żołnierze jadą zdobytym mercedesem do miejsca, gdzie na pewno nie spotkają się z przyjaznym przyjęciem, gnają, pędzą przez pustynię, a tłem jest muzyka zespołu Chicago – If you leave me now. Nieprawdopodobne.

13.12.
35 rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Miałam dwanaście lat, pamiętam, w kościele ksiądz powiedział, że jest wojna. Pędem wróciłam do domu i powtórzyłam to rodzicom, którzy jeszcze nie włączyli telewizora. A potem generał, głuche telefony, czołgi jechały Unicką, Lwowską (Bolesława Bieruta) i głucho dudniły, cisza, śnieg i dudnienie.

14.12.
Praca + praca.

15.12.
Byłam u Gośki.
To takie oczywiste stwierdzenie, jak „świeci słońce” albo „lubię czytać”. Jeśli nie widzę się z nią nawet parę tygodni, to jest tak, jakbyśmy widziały się wczoraj. Tylko trzeba nadrobić tematy. Znamy swoje życia i nasze rozmowy są jak uzupełnianie brakujących fragmentów, gdy całość widzimy wewnętrznymi oczami.

16.12.
Włączyłam po południu Fakty i tak przed tym telewizorem zostałam. Chyba myślałam, że mnie już niewiele może zaskoczyć. No okazuje się, że jednak nie doceniłam członków naszego polskiego ducha. Nie ma już granic do przekroczenia – wszystkie za nami ludzkie pojęcie przebiegło, brakuje słów.

17 i 18.12.
Dyżury w pracy, a w każdej wolnej chwili śledzę sytuację.

19.12.
Przez moje prace nie mam czasu na roboty domowe. Więc w wolne poniedziałkowe popołudnie porządki w domu i plany organizacyjne na święta.

20.12.
Praca i praca, dużo pracy, czas za szybko leci.

21.12.
Paskudny dzień, tutaj, tam, wszędzie.

22.12.
Spotkałam się z mamą Dziewczynki Chorej na Raka Mózgu. Nie doświadczyłam nigdy dotąd tak głębokiego współczucia. To już czwarty miesiąc choroby. Słuchając jej opowieści, zauważyłam przede wszystkim jak bardzo rodzina zaadoptowała się do sytuacji. Choroba, niezwykle męczące i obciążające leczenie, zostały zamknięte w ryzach postępowania medycznego, uporządkowane w grafik. I on stał się ich życiem, kiedy poprzednie się skończyło.

23.12.
Mam dziś urlop. Cały dzień przygotowuję świąteczne potrawy w towarzystwie świątecznych filmów.

24.12.
Wigilia. W pracy do 15, potem chwila ciszy w domu. Nieodmiennie analizuję swoje uczucia w tym dniu. Najcieplej wspominam dawne Wigilie, kiedy byłam dzieckiem, beztroskie i pełne radości oczekiwania, pachnące grzybami, bigosem i świerkiem. Potem, kiedy tajemnica rozwiała się w obcym domu, z nie moimi zwyczajami, tęskniłam do tamtej gorączki. Z czasem, mając swoje dzieci stworzyłam własne Wigilie, ale nie były już one beztroskie, raczej pełne uporu i wysiłku, aby zostały w pamięci jako rodzinne i szczęśliwe. Teraz nie mam oczekiwań. Może tylko, żeby odsunąć się na chwilę od prac, polityki i całego szalonego świata.

25.12.
Jedzenie, prezenty, spotkanie z Jerzykiem i Selene na Skype.
„Tylko dlatego, że przyzwyczailiśmy się do tego życia, uważamy je za normalne”. Roshi Sawaki

26.12.
Zosia w nocy dostała gorączki.
Rano dowiedziałam się, że umarł George Michael. Odchodzą ikony mojej młodości. To są przecież ci ludzie, których dobrze znam. Żyliśmy prawie równolegle. David Bowie, Prince, Leonard Cohen. Alan Rickman, Andrzej Wajda. Smoleń, Czubaszek, Paradowska.

27.12.
Miałyśmy iść do kina, ale zostałyśmy w domu, Zosia w łóżku z gorączką. Czytam na głos „Kamienie na szaniec”, co może sprawi, że będą kojarzyć się jej z błogim chorowaniem, tak jak mnie kojarzy się „Plastusiowy pamiętnik”. Tylko ja miałam dziadka i ospę.

28.12.
Zimno, wiatr, katary, gorączki, ciemnica, straszenie przyszłym rokiem, czarne myśli, plecy mnie bolą, zwłaszcza w okolicach prawej łopatki, durni ludzie, bezsilność.

29.12.
Dostałam trzy książki pod choinkę: „Światło, którego nie widać” Doerra, „Księgę ryb Williama Goulda” Flanagana i „Spisek przeciwko Ameryce” Rotha. Ponieważ po świętach jest dużo ofert promocyjnych, dokupiłam jeszcze: „Konające zwierzę” Rotha, „Szwedzkie kalosze” Mankella, „Cybulski. Podwójne salto” Karaś i „Amerykańską sielankę” Rotha. Oraz parę książek dla dzieci.
Teraz mogę zaczynać nowy rok.

30.12.
Pracowałam od 7.30 do 22.00 z przerwą na zakupy.

31.12.
Nie cierpię Sylwestra, petard, durnych życzeń i szampana. Nie rozumiem radości z nadejścia kolejnego roku. Dobrze, że te wszystkie daty są kwestią umowną. Jesteśmy w wymyślonym świecie, słuchamy wymyślonych informacji, wymyślamy nawet nasze życia i potem zamiast żyć, to realizujemy jakiś plan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz