01.10.
Kolejna inauguracja jak paciorki na nitce. Nanizane birety, togi czerwone,
zielone. Ciągłość zdarzeń, nostalgia za czymś znanym, lecz dalekim podczas
śpiewu chóru. Procesy zachodzą nieubłaganie, popychane siłami o rozmaitej
proweniencji. Zatrzymać mogą się tylko jednostki, całość toczy się, wypełnia
przestrzeń i czas. A wszystko teraz.
02.10.
Ulicami mojego miasta chodzą ludzie. Wciąż nie mogę przywyknąć, że także
mężczyźni, dorośli faceci, często z dziećmi, ubierający na tę okoliczność spodnie
od dresu.
Wyglądają w nich żenująco. Nie pojmuję, że nie wstydzą się swojego wyboru,
przecież w lustrze widzą miękki materiał uwypuklający to, czego chciałabym nie
widzieć i nogi przemienione w plastelinowe wałki gnące się jakby z gorąca. Kto
przeniósł w sklepach bawełniane gacie, komfortowe na sportowej hali i już
trudno, na działce, na stoisko: spodnie męskie? Do matki też tak chodzą ubrani?
Gdzie są kobiety, z którymi są w związkach? Dlaczego nie reagują? Może też
ubierają dres, ale jednak rzadziej spotykam ten widok na chodnikach miasta.
Dres łatwiej się pierze, na pewno. Nie trzeba prasować i wszystko do niego
pasuje.
Granico obciachu, gdzie jesteś?
A przy okazji - słyszałam, że ekologicznie jest nie kupować nowych ubrań,
tylko nosić stare. Udana godzina w ciucholandzie to jak sesja terapii, albo i
dwie. Nawet lepsze bo bez płaczu. Mam parę świetnych rzeczy właśnie stamtąd.
Znalezienie pięknego ubrania, w dodatku we właściwym rozmiarze, to jak super prawdziwek
na grzybobraniu, plus niebagatelna radość z oszczędzenia kasy. W tym czasie
można by wydać i trzy stówy w TK Maxxie. Oraz, co ważne, jest się eko (oby nie
bio).
03.10.
Dzisiaj o 7 rano spotkałam lisa przed wejściem do pracy, a to prawie środek
miasta. Uroczy był, trochę zagubiony, ale dowiedziałam się, że nic mu nie
będzie i często spotyka się lisy w Lublinie. Nie za bardzo się z tym zgadzam,
mieszkam tutaj całe życie i to jest dopiero mój trzeci lis jakiego widziałam, a
w dodatku drugi biegał po polu. Po południu poszłyśmy z Azją na spacer brzegiem
lasu, wyszło słońce, wróciła jesień z wierszy i ze zdjęć suplementów na
wzmocnienie odporności. Za zakrętem, na ścieżce prowadzącej w chaszcze stał lis
i patrzył w naszą stronę. Azja zamarła. Lis też nieruchomy. Przemyślałam drogi
i sposoby wycofania się na wolno i na szybko, atak lisa, atak psa, zastrzyki
przeciwko wściekliźnie (Azja zaszczepiona, ja przecież nie) ale do niczego nie
doszło bo lisek machnął ogonem i zniknął. Wróciłyśmy do domu zupełnie rozbite.
Wszystkiego można się już spodziewać. Jutro znowu dwa lisy spotkam.
04.10.
Niechcący zostałam obserwatorem. Świadomym sytuacji, a jednak nie uwikłanym
w konflikt. Widzę, co emocje robią dwóm inteligentnym, mądrym osobom, silnym, może
zbyt silnym, u władzy, nie popełniającym błędów. Ile w ich gniewie jest prawdy,
a ile obrazu podpowiedzianego wrogim nastawieniem. Ile cech nawzajem wymyślonych.
Żadna nie zniosłaby opinii innej niż własna i żadna nie cofnie się o krok. Nie
ma możliwości, żeby spojrzały w lustro, nie dopuszczą myśli, która podważy
pewność ich krzywd. Mogłyby coś zrobić razem, ale one właśnie tego najbardziej
nie chcą.
Milczę, patrzę.
05.10.
Korzystając z okazji po latach powróciłam na uliczki mojej młodości.
Trójkąt: szkoła podstawowa, kościół, dom teraz wydaje się bardzo mały. Szerokie
schody wiodące do kościoła, na których wystawaliśmy czekając na religię, gdzie
padały kwiatki w Boże Ciało, wciąż ocieniają drzewa. Zawsze bajeczny widok ze
wzgórza, właściwie z urwiska, na miasto. Starutki kościół, najstarszy w Lublinie,
z XVI wieku, odrestaurowany w XVII w stylu uwaga renesansu lubelskiego nie był
ostatnio remontowany, wygląda smutno. Ulica, przy której ten kościół stoi
przepięknie nazywała się Krzywą, teraz jest ks. Słowikowskiego. Inny też
proboszcz. A malutkie zapuszczone podwórka z dziecięcymi kurtkami rozwieszonymi
na sznurze są nadal obok.
Ten sam mur z cegieł rozdzielający tereny podstawówki i liceum z dużym
łukowym otworem wypełnionym iście
zamkową kratą. Nietknięty.
Brukowana, malownicza, zatrzymana w czasie ulica, pnąca się stromo do góry.
Jak zupełnie inaczej ją widzę niż wspominam.
06.10.
Obejrzałyśmy film „Fanatyk” z Ryanem Gosslingiem. Obraz bardzo bogaty w intelektualne
treści ale przejrzysty. Gossling mistrzowsko wciela się w rolę wykształconego
człowieka rozdartego między ortodoksyjną tradycję a przeciwny jej rozum,
podsuwający radykalną ideologię. Pełnego gniewu. Film jest głęboki i nie ma w
nim patosu. Surowe, znakomite kino.
Przy okazji polecam „Searching”. Nie ta moc, ale ciekawa perspektywa.
I jak już przy filmach jesteśmy to jeszcze „W rękach Boga”; historia o przełomie w
kardiochirurgii i rasizmie albo odwrotnie; Alan Rickman i Mos Def.
07.10.
A wracając do parafii św. Mikołaja. Budowane współcześnie kościoły są zazwyczaj
nieładne, przypominają betonowe hale lotnisk. A taki piękny zabytek niszczeje.
Oby nie zginął zupełnie z braku funduszy. Byłam niedawno na Placu Zamkowym; u
wylotu na Kowalską stoi okazała kamienica (Grodzka 36), obok jej ściany biegną
schody na wiadukt nad Podwalem, ważny punk architektury Starego Miasta, na
Zamkowej łączy się Bramą Grodzką, a sprawia wrażenie jakby miała się zaraz
zawalić.
„Dług”- wokół którego narosły legendy; wcześniej go nie widziałam. Przede
wszystkim gwałtowny powrót do lat dziewięćdziesiątych, z całą mocą. Z kałużami
pośniegowego błota. Idealna muzyka Michała Urbaniaka. Kryminał, życie.
8.10.
Przeczytałam artykuł „Nowa ustawa o zawodzie farmaceuty nie wprowadzi
opieki farmaceutycznej” Macieja Konarowskiego zamieszczony w Prawo.pl.
Na marginesie: projekt Ustawy złożono w lutym 2019 r.
Cytuję fragment: "Projekt UZF nie przewiduje obowiązku świadczenia opieki farmaceutycznej, należy zatem uznać jej dowolność. Wobec tak niejasnego zakresu znaczeniowego pojęcia "opieka farmaceutyczna" trzeba przypuszczać, że część aptek będzie oferować pacjentom bardzo szeroki wachlarz usług, część ograniczy się jedynie do usług podstawowych, a część w ogóle zaniecha świadczenia opieki. Pojawia się jednak pytanie, skąd pacjent ma wiedzieć jakie usługi (i czy w ogóle) uzyska w danej aptece, skoro absurdalnie rozumiany zakaz reklamy aptek zabrania przekazywania pacjentom jakichkolwiek informacji, które mogłyby zachęcić ich do skorzystania z usług apteki?"
Cytuję fragment: "Projekt UZF nie przewiduje obowiązku świadczenia opieki farmaceutycznej, należy zatem uznać jej dowolność. Wobec tak niejasnego zakresu znaczeniowego pojęcia "opieka farmaceutyczna" trzeba przypuszczać, że część aptek będzie oferować pacjentom bardzo szeroki wachlarz usług, część ograniczy się jedynie do usług podstawowych, a część w ogóle zaniecha świadczenia opieki. Pojawia się jednak pytanie, skąd pacjent ma wiedzieć jakie usługi (i czy w ogóle) uzyska w danej aptece, skoro absurdalnie rozumiany zakaz reklamy aptek zabrania przekazywania pacjentom jakichkolwiek informacji, które mogłyby zachęcić ich do skorzystania z usług apteki?"
Nie dosyć, że akt został napisany byle jak, to wychodzi na to, że nikogo
nie obchodzi. Miało być o wprowadzeniu do aptek dodatkowych usług dla pacjentów
oraz określeniu czym jest i jak powinna być prowadzona opieka farmaceutyczna. A także o dookreśleniu praw i obowiązków
farmaceuty w systemie ochrony zdrowia, bardzo ważnej odpowiedzialności cywilnej
związanej z opieką farmaceutyczną.
W głowie się nie mieści. Projekt został złożony w styczniu, mamy październik i cisza. Może ktoś uznał, że to bubel. Ale jeżeli tak, to może trzeba napisać nie-bubel?
W głowie się nie mieści. Projekt został złożony w styczniu, mamy październik i cisza. Może ktoś uznał, że to bubel. Ale jeżeli tak, to może trzeba napisać nie-bubel?
9.10.
„Ida” oglądana po raz drugi; potwierdzam, że to najbardziej malarski ze
znanych mi filmów.
Scena z oknem to arcydzieło.
Cisza albo piękna muzyka jazzowa – zapamiętałam dobrze.
Jakość dźwięku dialogów - tragiczna.
10.10.
Nobel dla pani Olgi Tokarczuk, wszyscy są dumni, a kto przeczytał?
Kto zrozumiał.
(„Olga Tokarczuk: the dreadlocked feminist
winner the Nobel needed” The Guardian)
Przejrzałam listę literackich noblistów. Zaskoczyła mnie obecność Winstona
Churchilla.
Brakuje mi:
Richarda Flanagana („Ścieżki północy” i inne)
Henninga Mankella („Wspomnienia brudnego anioła”) (...najniezwyklejsze podróże człowiek odbywa zawsze w swoim wnętrzu...)
Wiesława Myśliwskiego („Traktat o łuskaniu fasoli”)
i Richarda Flanagana :)
11.10.
Obejrzałam „El Camino: a Breaking Bad movie”.
Około 43-44 minuty było nieźle. Poza tym, bladziutko.
12.10.
Jako administrator studiów podyplomowych czuwający nad prawidłowym
przebiegiem zajęć skorzystałam z okazji i uczestniczyłam w prezentacji
dotyczącej komunikacji interpersonalnej, którą przedstawiała pani prof. Ewa. Jest wykładowcą akademickim, zajmuje się zarządzaniem ludźmi,
pracuje jako coach, trener, jest fantastyczna. Gdybym miała okazję znowu jej
posłuchać, brać udział w zajęciach, warsztatach przez nią prowadzonych, rzucam
wszystko i idę.
Wyzwanie w tym, że mieszka w Szczecinie.
Szczecin miastem świetnych kobiet.
13.10.
Maglowanie celu, czasu, osiągalności, ryzyk i decyzji dotyczących studiów.
Rozmowy do potęg.
Chyba jest tak, że młodzi ludzie dysponując ogromnymi możliwościami wyboru zawodu
nie potrafią go dokonać. W sferze przedmiotów co wymarzą, to się spełnia. W
sferze przyszłego życia na własny rachunek, są zagubieni.
Zejdźcie na Ziemię, Ziemia też jest piękna.
14.10.
Emocjonujący dzień powyborczy. Tyle zaskakujących zwrotów akcji,
wątpliwości, nadziei, prawdziwe igrzyska.
I co to za frekwencja! Jestem z nas dumna.
„Trzeba gratulować. Nie ciesząc się.”
Jacek Żakowski
15.10.
Jerzyk polecił mi serial “Rotten", obejrzałam odcinek "The avocado
war”. Dzisiaj w sklepie zobaczyłam ten
owoc w zupełnie innym świetle. Chyba już nie będzie mi smakował.
"Krwawy diament Meksyku."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz