1 kwietnia
Jest sobota, piękna
wiosenna pogoda, poranny spacer rozpoczynający pracowity dzień
(mycie okien, sprzątanie, zakupy – znacznie więcej światła się
zrobiło, kurz wylazł i straszy). Chyba wszystkie psy jednocześnie
wyprowadzają swoich właścicieli, ale każdy przetarłszy oczy
chętnie wychodzi. Dopiero dzisiaj jest tak naprawdę ciepło, pąki
na drzewach są jeszcze nieduże, ale zdecydowane. Forsycja pokryła
się żółtawą mgiełką. W lesie dużo wilgoci, niespecjalnie
pachnie, więc tam nie poszłyśmy. Azja rozkręcała się z każdą
chwilą bardziej, żeby wyjście zakończyć rajdem mokrymi łapami
po czarnej ziemi. Obrażona wylądowała w misce z wodą. Każda łapa
jakoby z cukru, jakieś nerwowe szarpanie i protesty. Potem już u
siebie lizała obrażenia (głównie duszy, bo jej białe nóżki
czyste były jak śnieg).
2 kwietnia
Temperatura powyżej
dwudziestu stopni, bezchmurne niebo oraz dzień niedzielny skłoniły
nas do wycieczki w miejsce znane i popularne. Nasze przewidywania co
do liczby chętnych, pragnących w nim odpocząć, sprawdziły się.
Potrzebę przebywania w dużej grupie ludzi zaspokoiłam na bardzo
długo, może nawet do końca roku.
Odpoczywam zdecydowanie w
samotności, ewentualnie w grupie do 3 osób.
3 kwietnia
Żeby uniknąć
nieustannego myślenia o tym, że boli mnie brzuch, kupiłam dzisiaj w
e-sklepie trzy pary butów. Kierowałam się wygodą i
oryginalnością, co nie idzie w parze z niską ceną. Wybór
dokonany, podobnie zakup, teraz czekam na dostawę. Będę informować
na bieżąco.
4 kwietnia
Zebranie w szkole.
Rozmawiałam z nauczycielem matematyki o planach Zosi na klasę
mat.-fiz. w liceum. W świetle spędzania przez nią wieczorów nad
zadaniami z matmy (dodatkowymi). Po rozważaniach, co będzie robić
w życiu. Po eliminacji kilku oczywistych oraz nie tak bardzo
oczywistych propozycji. Młody nauczyciel zrobił na mnie dobre
wrażenie, rozmawiałam z nim szczerze. Nie znałam go, tyle co z
opowieści Zosi. A niektóre mroziły krew w żyłach. Jak to opowieści.
5 kwietnia
W ten piękny dzień
popadłam w jakiś lęk paniczny, na tle nękającego mnie od kilku
dni, ćmiącego bólu brzucha, który z godziny na godzinę
przeradzał się w rozległy ból brzucha, zwłaszcza prawy dół,
tachykardię, dostałam nawet podgorączkowego stanu. Stojąc już na
skraju ciężkiej choroby (może nawet hospitalizacji) zwróciłam
się o pomoc do Marty. Marta równa się pomoc psychologiczna, stany
nagłe, choroby przewlekłe, sytuacje kryzysowe, życie, demony i co
tam jeszcze przyjdzie mnie dręczyć. Marta mimo własnych problemów
potrafi całą swoją uwagę zwrócić na mnie i zwyczajnie mnie
uzdrowić. Ale nie tam jakiś jednym słowem. Wielogodzinną terapią,
cierpliwą i wielkoduszną rozmową.
Mam szczęście.
6 kwietnia
Wydarzyła się w mojej
pracy nr 2 historia niespotykana. Przyszedł pacjent w najbardziej
zakaźnym okresie przeziębienia (jak zwykle), czyli z lejącym się
nosem, nieproduktywnym kaszlem i niepowstrzymanym kichaniem.
Przypominam, że oddziela mnie od niego standardowy pierwszy stół,
bez szyby (szyba utrudnia kontakt z pacjentem – podręcznik
marketingu aptecznego).
Pacjent podszedł, a potem
cofnął się o krok i dopiero zaczął do mnie mówić. Podczas
całej rozmowy stał odsunięty metr od stołu. Z wrażenia
podziękowałam mu serdecznie za troskę o moje zdrowie, wyczucie i
kulturę osobistą. Chłopak stał (ledwo, gorączkę miał) i
uśmiechał się przez załzawione oczy. Podziękował na koniec i
poszedł.
A cała kolejka (nieduża
na szczęście) patrzyła na mnie podejrzliwie.
7 kwietnia
Atak w Syrii. Kontratak w
Syrii.
Umierający ludzie na
ulicy. Wystrzelane rakiety z niszczycieli.
Buty przyszły, dwie pary
zostawiam, jedną oddaję.
Gdzie tu są jakieś
proporcje?
8 kwietnia
Logan: Wolverine –
prawdziwa uczta, dobre kino ze wspaniałym Hugh Jackmanem. Najlepsza
w tym filmie jest całkowita odmienność od wszystkich poprzednich z
serii. No i Hugh jest prawie cały czas na ekranie, co ekranowi z
całą pewnością dodaje uroku.
9 kwietnia
Wszystko jest bez sensu.
10 kwietnia
Smutna rocznica strasznej
tragedii.
11 kwietnia
Bardzo miły znajomy
zaproponował mi randkę, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Miałam
chwilę na zastanowienie. Zrobiłam to i użyłam pierwszego z brzegu
wykrętu, żeby odmówić.
Chemii zupełnie nie ma.
12 kwietnia
Żyję w ciągłym
napięciu. Mój organizm co pewien czas informuje mnie, że pozwalam
sobie na zbyt wiele. Z drugiej strony lubię obydwie moje prace.
Potrafię docenić czas wolny i lepiej go wykorzystuję. Więc co?
13 kwietnia
Pracowałam wczoraj sama przez trzy godziny, aptekę
odwiedziło 60 osób, co jest normalne w Wielki Czwartek. Jakoś
poszło.
14 kwietnia
Są filmy łączące w
sobie wiele gatunków, niedające się podsumować jednym zdaniem,
ani o sobie zapomnieć. Takie są „Zwierzęta nocy”. Najpierw
Jake Gyllenhaal i Amy Adams. Następnie znakomity scenariusz i
muzyka.
Co pewien czas zdarza się
taka doskonała przyjemność.
15 kwietnia
Co najmniej przesadne jest
robienie ogromnych zakupów w tak wielkiej gorączce jaką teraz widać. Koszmar jakiś.
Praca od 9 do 17. No
padłam potem.
16 kwietnia
Śniadanie w malutkim
gronie, spokojne, pełne starych, słyszanych wiele razy historii
rodzinnych, omawiania przyszłości Jerzyka i Zosi, ostatnio
obejrzanych filmów i przeczytanych książek.
17 kwietnia
Z wielką radością
obejrzałam ponownie film „Van Gogh: Malowane słowami”. Tym
razem nie musiałam męczyć się z tłumaczeniem wersji internetowej
posiekanej na kawałki, tylko spokojnie podziwiałam całość.
Tragiczną i samotną historię Vincenta odegraną mistrzowsko przez
Benedicta Cumberbatcha.
18 kwietnia
Zła pogoda, zimno,
nadciągają śniegi, smętnie jakoś, źle zupełnie.
19 kwietnia
Pojawiła się na
horyzoncie nadzieja, że ktoś zaprowadzi ład w skądinąd
przyjemnym miejscu pracy. Dzisiaj byłam bliska rezygnacji. Ponieważ
niezaprzeczalnie jestem dorosła i już na szczęście nie naiwna,
poczekam i zobaczę.
20 kwietnia
W każdej wolnej chwili
oglądam filmy.
Polityka wykluczona.
21 kwietnia
Druga praca to podwójne
kłopoty. Dwoje dzieci to podwójne zmartwienia.
Ale dwoje dzieci to też o
dwa życia więcej niż moje. Dwa z jednego (no z dwóch). Jedno
dodać dwa. Kwadraty? Potęgi? Nie da się opisać.
22-23 kwietnia
Zakończyłam 32 godziny
pracy w weekend. Bardzo dobrze, ale jestem zmęczona i bezmyślna.
24 kwietnia
Zaczęłam kilka książek
i wszystkie porzuciłam, co naprawdę bardzo rzadko zdarzało mi się
dotychczas. Nuda, nieudolne, szkoda czasu. Gdzie jest moja intuicja?
Może to znużenie.
25 kwietnia
Zosia jedzie na wycieczką
klasową w piątek do Krakowa i Zakopanego, ma być 5 stopni i lać.
26 kwietnia
Jeden z polityków, który
doprowadził do spadku notowań dowodzonej przez siebie partii ( z
24% do 5% w parę miesięcy), dokonał dziś heroicznego czynu i
zrezygnował z funkcji przewodniczącego klubu parlamentarnego. Nie,
nie zrezygnował z przewodnictwa partii, nie dał rady.
27 kwietnia
O piątej rano w deszczu i
chłodzie Zosia ze sporą częścią swojej klasy pojechała na
wycieczkę Kraków-Zakopane. W tamtej chwili zaczął się normalny
koszmar nadopiekuńczej matki, kiedy dziecko gdziekolwiek wyjeżdża.
Czas czekania na smsy mówiące o tym, że bawi się dobrze, jest
fajnie i faktycznie, pada.
28
kwietnia
Oglądam
Rebelianta - początek tego filmu skłonił mnie do refleksji
dotyczącej chorób, czasów i medycyny. Wtedy (w XIX wieku), Zosia
już by nie żyła przez swoją chorobę, ale też nie urodziłabym
jej, ponieważ umarłabym przy Jerzyku (poród pośladkowy, duża
głowa). Mnie też by nie było, bo mama zachorowała na zapalenie
opon mózgowych w wieku kilku lat i uratowała ja tylko penicylina ze
Szwecji, gdzie dziadek miał znajomych, a mieszkali wtedy w
Stargardzie Szczecińskim. Mojego męża też by nie było, bo
zachorował jako nastolatek na to samo, co teraz ma Zosia.
29
kwietnia
Wczoraj
późnym wieczorem tak jak wyjechała, tak i w strugach deszczu
wycieczka wróciła. Mimo wszystko zadowolona. To w końcu
piętnastolatki.
Zjadłam
przepyszne sushi, które Zosia przywiozła ze spotkania z
tatą. Kiedyś tego nie lubiłam, ale oni chodzą na jakieś
strasznie wypasione, prawdziwa uczta.
30
kwietnia
Oglądaliśmy
filmiki, które kręciłam za czasów wczesnej młodości Zosi.
Niesamowite jest, jak zmienia się wygląd człowieka w tych
pierwszych latach życia. Zosia, maleńka dziewczynka nieustannie
biegnąca, z podążającą w krok za nią Ritą, czarną jak
aksamit, przez panienkę w sukienkach tańczącą w ogrodzie. Jerzyk,
który z chłopczyka, przez okres naburmuszonego, długowłosego
nastolatka przechodzi w mężczyznę, tak mało podobnego do samego
siebie sprzed kilku lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz