poniedziałek, 1 maja 2017

1 kwietnia
Jest sobota, piękna wiosenna pogoda, poranny spacer rozpoczynający pracowity dzień (mycie okien, sprzątanie, zakupy – znacznie więcej światła się zrobiło, kurz wylazł i straszy). Chyba wszystkie psy jednocześnie wyprowadzają swoich właścicieli, ale każdy przetarłszy oczy chętnie wychodzi. Dopiero dzisiaj jest tak naprawdę ciepło, pąki na drzewach są jeszcze nieduże, ale zdecydowane. Forsycja pokryła się żółtawą mgiełką. W lesie dużo wilgoci, niespecjalnie pachnie, więc tam nie poszłyśmy. Azja rozkręcała się z każdą chwilą bardziej, żeby wyjście zakończyć rajdem mokrymi łapami po czarnej ziemi. Obrażona wylądowała w misce z wodą. Każda łapa jakoby z cukru, jakieś nerwowe szarpanie i protesty. Potem już u siebie lizała obrażenia (głównie duszy, bo jej białe nóżki czyste były jak śnieg).

2 kwietnia
Temperatura powyżej dwudziestu stopni, bezchmurne niebo oraz dzień niedzielny skłoniły nas do wycieczki w miejsce znane i popularne. Nasze przewidywania co do liczby chętnych, pragnących w nim odpocząć, sprawdziły się. Potrzebę przebywania w dużej grupie ludzi zaspokoiłam na bardzo długo, może nawet do końca roku.
Odpoczywam zdecydowanie w samotności, ewentualnie w grupie do 3 osób.

3 kwietnia
Żeby uniknąć nieustannego myślenia o tym, że boli mnie brzuch, kupiłam dzisiaj w e-sklepie trzy pary butów. Kierowałam się wygodą i oryginalnością, co nie idzie w parze z niską ceną. Wybór dokonany, podobnie zakup, teraz czekam na dostawę. Będę informować na bieżąco.

4 kwietnia
Zebranie w szkole. Rozmawiałam z nauczycielem matematyki o planach Zosi na klasę mat.-fiz. w liceum. W świetle spędzania przez nią wieczorów nad zadaniami z matmy (dodatkowymi). Po rozważaniach, co będzie robić w życiu. Po eliminacji kilku oczywistych oraz nie tak bardzo oczywistych propozycji. Młody nauczyciel zrobił na mnie dobre wrażenie, rozmawiałam z nim szczerze. Nie znałam go, tyle co z opowieści Zosi. A niektóre mroziły krew w żyłach. Jak to opowieści.

5 kwietnia
W ten piękny dzień popadłam w jakiś lęk paniczny, na tle nękającego mnie od kilku dni, ćmiącego bólu brzucha, który z godziny na godzinę przeradzał się w rozległy ból brzucha, zwłaszcza prawy dół, tachykardię, dostałam nawet podgorączkowego stanu. Stojąc już na skraju ciężkiej choroby (może nawet hospitalizacji) zwróciłam się o pomoc do Marty. Marta równa się pomoc psychologiczna, stany nagłe, choroby przewlekłe, sytuacje kryzysowe, życie, demony i co tam jeszcze przyjdzie mnie dręczyć. Marta mimo własnych problemów potrafi całą swoją uwagę zwrócić na mnie i zwyczajnie mnie uzdrowić. Ale nie tam jakiś jednym słowem. Wielogodzinną terapią, cierpliwą i wielkoduszną rozmową.
Mam szczęście.

6 kwietnia
Wydarzyła się w mojej pracy nr 2 historia niespotykana. Przyszedł pacjent w najbardziej zakaźnym okresie przeziębienia (jak zwykle), czyli z lejącym się nosem, nieproduktywnym kaszlem i niepowstrzymanym kichaniem. Przypominam, że oddziela mnie od niego standardowy pierwszy stół, bez szyby (szyba utrudnia kontakt z pacjentem – podręcznik marketingu aptecznego).
Pacjent podszedł, a potem cofnął się o krok i dopiero zaczął do mnie mówić. Podczas całej rozmowy stał odsunięty metr od stołu. Z wrażenia podziękowałam mu serdecznie za troskę o moje zdrowie, wyczucie i kulturę osobistą. Chłopak stał (ledwo, gorączkę miał) i uśmiechał się przez załzawione oczy. Podziękował na koniec i poszedł.
A cała kolejka (nieduża na szczęście) patrzyła na mnie podejrzliwie.

7 kwietnia
Atak w Syrii. Kontratak w Syrii.
Umierający ludzie na ulicy. Wystrzelane rakiety z niszczycieli.
Buty przyszły, dwie pary zostawiam, jedną oddaję.
Gdzie tu są jakieś proporcje?

8 kwietnia
Logan: Wolverine – prawdziwa uczta, dobre kino ze wspaniałym Hugh Jackmanem. Najlepsza w tym filmie jest całkowita odmienność od wszystkich poprzednich z serii. No i Hugh jest prawie cały czas na ekranie, co ekranowi z całą pewnością dodaje uroku.

9 kwietnia
Wszystko jest bez sensu.

10 kwietnia
Smutna rocznica strasznej tragedii.

11 kwietnia
Bardzo miły znajomy zaproponował mi randkę, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Miałam chwilę na zastanowienie. Zrobiłam to i użyłam pierwszego z brzegu wykrętu, żeby odmówić.
Chemii zupełnie nie ma.

12 kwietnia
Żyję w ciągłym napięciu. Mój organizm co pewien czas informuje mnie, że pozwalam sobie na zbyt wiele. Z drugiej strony lubię obydwie moje prace. Potrafię docenić czas wolny i lepiej go wykorzystuję. Więc co?

13 kwietnia
Pracowałam wczoraj sama przez trzy godziny, aptekę odwiedziło 60 osób, co jest normalne w Wielki Czwartek. Jakoś poszło.

14 kwietnia
Są filmy łączące w sobie wiele gatunków, niedające się podsumować jednym zdaniem, ani o sobie zapomnieć. Takie są „Zwierzęta nocy”. Najpierw Jake Gyllenhaal i Amy Adams. Następnie znakomity scenariusz i muzyka.
Co pewien czas zdarza się taka doskonała przyjemność.

15 kwietnia
Co najmniej przesadne jest robienie ogromnych zakupów w tak wielkiej gorączce jaką teraz widać. Koszmar jakiś. 
Praca od 9 do 17. No padłam potem.

16 kwietnia
Śniadanie w malutkim gronie, spokojne, pełne starych, słyszanych wiele razy historii rodzinnych, omawiania przyszłości Jerzyka i Zosi, ostatnio obejrzanych filmów i przeczytanych książek.

17 kwietnia
Z wielką radością obejrzałam ponownie film „Van Gogh: Malowane słowami”. Tym razem nie musiałam męczyć się z tłumaczeniem wersji internetowej posiekanej na kawałki, tylko spokojnie podziwiałam całość. Tragiczną i samotną historię Vincenta odegraną mistrzowsko przez Benedicta Cumberbatcha.

18 kwietnia
Zła pogoda, zimno, nadciągają śniegi, smętnie jakoś, źle zupełnie.

19 kwietnia
Pojawiła się na horyzoncie nadzieja, że ktoś zaprowadzi ład w skądinąd przyjemnym miejscu pracy. Dzisiaj byłam bliska rezygnacji. Ponieważ niezaprzeczalnie jestem dorosła i już na szczęście nie naiwna, poczekam i zobaczę.

20 kwietnia
W każdej wolnej chwili oglądam filmy.
Polityka wykluczona.

21 kwietnia
Druga praca to podwójne kłopoty. Dwoje dzieci to podwójne zmartwienia.
Ale dwoje dzieci to też o dwa życia więcej niż moje. Dwa z jednego (no z dwóch). Jedno dodać dwa. Kwadraty? Potęgi? Nie da się opisać.

22-23 kwietnia
Zakończyłam 32 godziny pracy w weekend. Bardzo dobrze, ale jestem zmęczona i bezmyślna.

24 kwietnia
Zaczęłam kilka książek i wszystkie porzuciłam, co naprawdę bardzo rzadko zdarzało mi się dotychczas. Nuda, nieudolne, szkoda czasu. Gdzie jest moja intuicja?
Może to znużenie.

25 kwietnia
Zosia jedzie na wycieczką klasową w piątek do Krakowa i Zakopanego, ma być 5 stopni i lać.

26 kwietnia
Jeden z polityków, który doprowadził do spadku notowań dowodzonej przez siebie partii  ( z 24% do 5% w parę miesięcy), dokonał dziś heroicznego czynu i zrezygnował z funkcji przewodniczącego klubu parlamentarnego. Nie, nie zrezygnował z przewodnictwa partii, nie dał rady.

27 kwietnia
O piątej rano w deszczu i chłodzie Zosia ze sporą częścią swojej klasy pojechała na wycieczkę Kraków-Zakopane. W tamtej chwili zaczął się normalny koszmar nadopiekuńczej matki, kiedy dziecko gdziekolwiek wyjeżdża. Czas czekania na smsy mówiące o tym, że bawi się dobrze, jest fajnie i faktycznie, pada.

28 kwietnia
Oglądam Rebelianta - początek tego filmu skłonił mnie do refleksji dotyczącej chorób, czasów i medycyny. Wtedy (w XIX wieku), Zosia już by nie żyła przez swoją chorobę, ale też nie urodziłabym jej, ponieważ umarłabym przy Jerzyku (poród pośladkowy, duża głowa). Mnie też by nie było, bo mama zachorowała na zapalenie opon mózgowych w wieku kilku lat i uratowała ja tylko penicylina ze Szwecji, gdzie dziadek miał znajomych, a mieszkali wtedy w Stargardzie Szczecińskim. Mojego męża też by nie było, bo zachorował jako nastolatek na to samo, co teraz ma Zosia.

29 kwietnia
Wczoraj późnym wieczorem tak jak wyjechała, tak i w strugach deszczu wycieczka wróciła. Mimo wszystko zadowolona. To w końcu piętnastolatki.
Zjadłam przepyszne sushi, które Zosia przywiozła ze spotkania z tatą. Kiedyś tego nie lubiłam, ale oni chodzą na jakieś strasznie wypasione, prawdziwa uczta.

30 kwietnia
Oglądaliśmy filmiki, które kręciłam za czasów wczesnej młodości Zosi. Niesamowite jest, jak zmienia się wygląd człowieka w tych pierwszych latach życia. Zosia, maleńka dziewczynka nieustannie biegnąca, z podążającą w krok za nią Ritą, czarną jak aksamit, przez panienkę w sukienkach tańczącą w ogrodzie. Jerzyk, który z chłopczyka, przez okres naburmuszonego, długowłosego nastolatka przechodzi w mężczyznę, tak mało podobnego do samego siebie sprzed kilku lat.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz